🪀 Mount Everest Widok Z Samolotu
Obiekt VisitZakopane - Mount Everest Apartment położony jest w miejscowości Zakopane. Odległość ważnych miejsc od obiektu: Aqua Park Zakopane – 2,7 km, Dworzec PKP Zakopane – 3,3 km. W okolicy panują doskonałe warunki do uprawiania narciarstwa. Na miejscu zapewniono balkon, bezpłatny prywatny parking oraz bezpłatne WiFi.
Na ostatnim odcinku szlak wznosi się łagodnie, aż do szerokiego wierzchołka góry. Kala Pattar to miejsce skąd roztacza się najlepszy widok na południowe stoki Mount Everestu!!! DZIEŃ 13 -16 Trekking z Gorak Shep z powrotem do Dingboche (5 godz.), do Thyangboche (5 godz.), do Namche Bazar (4-5 godz.) i do Lukli (5 godz.). Nocleg w Lukli.
Mount Everest vs. Mauna Kea . While Mount Everest can claim the record for the highest point above sea level, the tallest mountain on earth from the base of the mountain to the peak of the mountain is, in fact, Mauna Kea in Hawaii. Mauna Kea is 33,480 feet (10,204 meters) high from the base (at the bottom of the Pacific Ocean) to peak.
Trasa lotu EgyptAir 804. Normalny lot zaznaczono linią zieloną, czerwona gwiazda to miejsce utracenia kontaktu z samolotem, a żółta linia pokazuje jak powinien przebiegać dalszy lot. Samolot linii EgyptAir wystartował z Paryża 18 maja 2016 roku o godzinie 23:09 i miał wylądować w Kairze około godziny 3:15 czasu lokalnego.
Lotnisko położone jest w Himalajach na wysokości 2860 m n.p.m. Oddano je do użytku w 1964 r. Jego droga startowa ma długość 527 m, a pas startowy nachylony jest pod kątem 12 stopni. Pas kończy się 600-metrową przepaścią do rwącej rzeki. Z lotniska korzystają głównie ekipy planujące wspiąć się na Mount Everest.
Nepal oferty na wycieczki, wczasy i wakacje. Last Minute Nepal. Porównaj w jednym miejscu oferty z ponad 100 biur podróży. Mamy największy wybór podróży na każdą kieszeń! Rezerwuj online z Wakacje.pl bez wychodzenia z domu. Zawsze z Gwarancją Najniższej Ceny! Warto jechać z nami na wakacje!
Wypadek samolotu na lotnisku w rejonie Everestu - RMF24.pl - Trzy osoby zginęły, a cztery zostały ranne w wyniku uderzenia niewielkiego samolotu w śmigłowiec stojący na lotnisku w
W 2013, w październiku, o ile dobrze pamiętam, kupiliśmy. W 2014 powstała formalnie zarejestrowana fundacja z wpisem do KRS-u itd. I fajnie, mamy samolot, mało tego, nie dostaliśmy kontenera do tego samolotu, więc musieliśmy coś z nim zrobić. Gdzieś tam po kolegach szukaliśmy miejsca w hangarze, żeby przezimował sobie pod dachem.
Plakat w ramie Spektakularny krajobraz górski na bazy na Mount Everest. od 62 zł 103 zł. -40%. Plakat Mount Everest, Lhotse i Nuptse od Kala Patthar - panorama. od 33 zł 55 zł. -40%. Plakat w ramie Mount Everest (8848 m npm) szczyt Makalu (8485 m), zachód słońca księżyc w pełni. od 62 zł 103 zł.
Mount Everest, mountain on the crest of the Great Himalayas of southern Asia that lies on the border between Nepal and the Tibet Autonomous Region of China. Reaching an elevation of 29,032 feet (8,849 meters), Mount Everest is the highest mountain in the world. It has long been revered by local peoples.
Nawet lądowisko w bazie Amadablam Basecamp (na wysokości 15000 stóp – 4500 m) znajduje się na wysokości, na której gdzie indziej na świecie wyskakiwałoby się z samolotu.
Mount Everest är jordens högsta berg mätt i meter över havet (m ö.h.). Berget ligger på gränsen mellan Nepal och Kina ( Tibet) i bergskedjan Himalaya och är cirka 8 849 [ 1][ 2] meter högt. Mount Everest bestegs första gången med säkerhet den 29 maj 1953 av Sir Edmund Hillary och Tenzing Norgay. [ 4]
J6wGXqd. Dla osób dolatujących indywidualnie: Rozpoczęcie wyprawy: KATMANDU Zakończenie wyprawy: KATMANDU Dzień 1. Wylot z Polski Spotkanie na lotnisku standardowo 2 godziny przed odlotem. Rozpoczynamy wyprawę. Przelot do Katmandu – stolicy Nepalu. Przylot na międzynarodowe lotnisko Tribhuvan w Katmandu i transfer do hotelu. Termin przylotu na miejsce jest uzależniony od wybranego połączenia lotniczego. I albo będzie to ten sam dzień w godzinach wieczornych albo kolejnego dnia z samego rana. W przypadku samodzielnego dolotu uczestnicy odbierani są przez naszych lokalnych współpracowników – na miejscu krótkie powitanie i informacje o planach na dzisiejszy i kolejny dzień. Dzień 2. Katmandu Jeśli lądowaliśmy na lotnisku Tribhuvan dzisiaj rano, czeka nas szybkie ogarnianie w hotelu i ekspresowo wyruszamy na objazd z przewodnikiem po Dolinie Katmandu – miejscu światowego dziedzictwa UNESCO. Dla naszego komfortu mamy zapewniony własny transport. Z uwagi na mnogość atrakcji musimy skupić się na kilku najważniejszych. Oto kilka z nich: tybetańska dzielnica Bodnath, w której znajduje się jedna z największych stup na świecie, Świątynia Swayambhunath z wszechobecnymi makakami, rozległy kompleks świątyń hinduistycznych Pashupatinath z miejscem kremacji nad brzegiem rzeki Bagmati oraz królewskie miasta Patan i Bhaktapur z imponującą rodzimą architekturą. – tybetańska dzielnica Bodnath, w której znajduje się jedna z największych stup na świecie, jest to buddyjskie centrum pielgrzymkowe, które zostało zbudowane w 600 roku przez króla tybetańskiego. Jest to miejsce spotkań ogromnej ilości pielgrzymów z Nepalu, jak również Tybetańczyków, którzy spotykają sie na modłach. – Świątynia Swayambhunath z Powstała w V wieku i jest ważnym punktem związanym z wyznaniami zarówno dla buddystów jak i wyznawców hinduizmu. Opanowana przez wszechobecne makaki. – rozległy kompleks świątyń hinduistycznych Pashupatinath z miejscem kremacji nad brzegiem rzeki Bagmati, jest ważnym obiektem kultu dla wyznawców hinduizmu i tylko oni mają prawo wejść do świątyni, turyści, którzy nie są wyznawcami hinduizmu, oglądać świątynię mogą tylko z drugiego brzegu tejże rzeki. – królewskie miasto Patan to przepiękna architektura wczesnych epok, muzeum, okazałe świątynie których jest wiele w okolicy, muzeum. Będąc w tym miejscu nie pozbędziesz się wrażenia jakby czas zatrzymał się w miejscu o kilkaset lat wstecz. – krolewskie miasto Bhaktapur jedna ze wczesnych stolic Nepalu w XV w. Miasto to jest wpisane na listę UNESCO. Zarówno jak Katmandu i Patan było siedzibą królów. Niestety całe miasto mocno ucierpiało w trzęsieniu ziemi w 2015 roku, Nepalczycy nadal odbudowują miasto , niesety po wielu świątyniach i zabytkach pozostały tylko fundamenty. Dzień 3. Lukla 2840 m – Phakding 2630 m Po śniadaniu transfer na lotnisko w Katmandu – terminal krajowy. Zapewne zaskoczy nas duży ruch i liczne odloty w różne strony Nepalu. Powinniśmy bez trudu zabrać się jednym z pierwszych lotów tego dnia do Lukli, dzięki uprzejmości naszych lokalnych wieloletnich współpracowników. Niespełna godzinny lot małym dwusilnikowym samolotem w Himalaje jest nie lada przeżyciem. Zapuszczenie się w głąb zaśnieżonych himalajskich gigantów, górujących nad pułapem samolotu, z imponującym Gauri Shankar 7134 m w kształcie piramidy jest bezcenne. Lotnisko w Lukli jest znane na całym świecie. Pas startowy lotniska, nie dość, że kończy się niemal pionową ścianą skalną, a już na pewno takie ona sprawia wrażenie, to jeszcze jest nachylony pod kątem, odpowiadającym 12% nachylenia klasycznej drogi samochodowej. I całe szczęście, ponieważ bez tego samolot mógłby nie zdołać wyhamować przed końcem pasa. Taką dawkę adrenaliny najlepiej od razu spożytkować, w związku z czym wyruszamy w trzygodzinny marsz do Phakding, niewielkiej wioski leżącej na wysokości 2630 m. Przed nami pierwsze wiszące mosty. Zaczynamy od schodzenia z 2840 metrów, głównym szlakiem idziemy wąską doliną rzeki Dudh Koshi, podziwiamy szczyt Kusum Kanguru 6367 m, górujący prawie pionowo nad nami. Niedługo potem osiągamy nasz pierwszy cel marszu, przez długi most wiszący docieramy do małej wioski Manjo – Phakding 2630 m, położonej nad rzeką. Lot krajowy: 45 minut / wędrówka: 3-4 godziny / przewyższenie: 400 m do Manjo – Phakding Dzień 4. Namcze Bazar 3440 m Rozpoczynamy marsz poprzez bujną zieleń poprzetykaną potężnymi szczytami Himalajów. Pierwszą połowę dnia zajmuje wędrówka wzdłuż rzeki Dudh Koshi, przez którą kilkakrotnie przeprawimy się na wzniosłych mostach wiszących. Niedługo po wiosce Monjo 2835 m mijamy punkt kontrolny wejścia do Parku Narodowego Sagarmatha (wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO). Na krótką chwilę wracamy nad rzekę. U zbiegu rzek Dudh Koshi i Bothe Koshi nadszedł czas, aby opuścić dno doliny i rozpocząć strome podejście w kierunku Namcze Bazar. Ta część trekkingu zaczyna się od wyjątkowej atrakcji – przejścia przez nowy Hillary Bridge, jeden z najwyższych mostów wiszących w Nepalu. Następnie podchodzimy powolnym i miarowym tempem stromymi serpentynami, które wiją się przez lasy sosnowe aż do Namcze Bazar. Niedługo potem po raz pierwszy widzimy Mount Everest. Wielu trekkerów, którzy zbyt szybko pokonują ten odcinek trasy, musi zakończyć swoją wyprawę z powodu choroby wysokościowej. Nasz doświadczony przewodnik będzie nam stale przypominał o tym, aby w razie potrzeby zwolnić. Około 2 i pół godziny po Hillary Bridge zobaczymy pierwsze domy Namcze Bazar, miejsca docelowego dzisiejszego dnia. Wkrótce znajdziemy się w zgiełku tego tętniącego życiem miasta targowego – stolicy Szerpów. Duże kamienne domy są wbudowane w strome zbocze góry tworząc malowniczy amfiteatr. Wokół wznoszą się wszechobecne ośnieżone szczyty. Jednym z nich jest potężny Thamserku 6608 m. Namcze zdobędziemy z dużym zapasem czasu, aby wyjść na spacer późnym popołudniem. Spróbujemy wspiąć się o kolejne 250 metrów, na przykład do National Park Visitor Center. Ta najefektywniejsza górska taktyka – „wspinaj się wysoko, śpij nisko”, w znacznym stopniu pomoże dostosować Twoje ciało do dużej wysokości. trekking: 6 godzin / przewyższenie: 900 m Dzień 5. Aktywna aklimatyzacja w Namcze Bazar 3440 m Ten dzień jest poświęcony aklimatyzacji. Ze względów zdrowotnych jest to niezbędna część tego procesu i zasadniczo określa, jak będą przebiegać następne etapy trekkingu. W rezultacie odkryjemy okolice Namcze Bazar. W celu aktywnej aklimatyzacji zaaplikujemy pieszą wycieczkę przez małą wioskę Zaroc i lądowisko helikoptera Syangboche na wzgórze o wysokości 3850 metrów piętrzące się ponad małą przełęczą. Z tego miejsca widok na Mt. Everest, Lhotse, Ama Dablam i wiele innych wspaniałych szczytów jest po prostu niesamowity. Następnie udamy się do uroczo położonej wioski Sherpa Khumjung 3780 m i miniemy miejscową „Hillary School”. Leży ona przy głównej trasie trekkingowej, a mimo to, życie codzienne w wiosce nadal płynie zgodnie z kontemplacyjnym tempem tutejszej ludności. W drodze powrotnej mijamy znany hotel Everest View, po czym ponownie przybywamy do Namcze Bazar. Namcze Bazar ma kształt swoistego amfiteatru i jest główną bazą wypraw himalajskich i ośrodkiem turystycznym z prawdziwego zdarzenia. To tutaj można kupić ciepłe czapki i rękawice z wełny jaka, czy tybetańskie amulety. W trakcie wieczornego odpoczynku podziwiamy sylwetki najwyższych gór świata. Spacerujemy po Namcze Bazar. Pokryte kolorowymi dachami domy rozlokowały się na zboczach gór. Nie ma samochodów ani asfaltu, za to skorzystanie z kafejki internetowej nie stanowi problemu 😉 . trek: 4 godziny / przewyższenie: 500 m Dzień 6. Namcze Bazar – Thame 3800 m Teraz jesteśmy wystarczająco wypoczęci i zaaklimatyzowani, aby zrobić kolejny krok w świat wysokich przełęczy. Nadchodzący dzień jest umiarkowanie trudny i kończy się noclegiem w słynnej wiosce Szerpów, w Thame. Na początek stromym podejściem zostawiamy Namcze Bazar 3440 m za sobą. Przejście przez charakterystyczny grzbiet odsłania nadzwyczajny widok na Himaltu Rolwaling. Szlak prowadzi wysoko nad rzeką Bhote Koshi, prowadząc przez piękne lasy sosnowe, a następnie przez małe wioski Szerpów – przede wszystkim wioskę Thamo 3493 m z bogato odrestaurowanym klasztorem. Wcześniej miniemy wiele czortenów i stup. Po dotarciu do klasztoru zrobimy przerwę na lunch, będziemy mieli też możliwość zwiedzenia wnętrza. Podążając dalej, tam, gdzie dzielą się doliny Bhote Koshi i Tashi Labtsa, przechodzimy przez wysoki stalowy most przecinający wąwóz rzeki Bhote Koshi. Ogromny obraz skalny Guru Rinpocze Padmasambhawy chroni wędrowców na tym imponującym odcinku szlaku. Następnie trekking prowadzi nas wzdłuż spływającego lodowca, który wypływa z przełęczy Tashi Labtsa. Niedługo znajdziemy się pośród budynków słynnej wioski Szerpów – Thame 3800 m, zlokalizowanej przy niesamowicie stromej i niewyobrażalnie wysokiej skalnej ścianie Lumding Himal 6696 m. Thame jest kultowym miejscem dla każdego zdobywcy i historią wielkich Sherpów. To miejsce narodzin dwóch najsławniejszych Sherpów świata, Tenzinga Norgay’a i Apa Szerpa. Pierwszy wraz z Sir Edmundem Hillarym, był pierwszym zdobywcą Mount Everest. Obecnie jego dom z dzieciństwa zajmuje teraz małe muzeum. Apa Szerpa z kolei jest rekordzistą wejść na Mt. Everest – 21 razy! Ponieważ mamy wystarczająco dużo czasu na spacer aklimatyzacyjny, zdecydowanie polecamy wizytę w spektakularnym klasztorze Thame. trek: 5 godzin / przewyższenie: 500 m Dzień 7. Lumde 4368 m Rano po śniadaniu, wspinamy się w morenowym krajobrazie aż do Lumde. Zajmie nam to około 4 godzin. Lumde to zaledwie kilka lodży usytuowanych na niewielkiej polanie, stanowiących ostatnią osadę przed kulminacyjnym podejściem na przełęcz Renjo La. Wędrówka do Lumde jest umiarkowanie trudna, pozostawiając mnóstwo czasu na pochłonięcie nieziemskiego piękna doliny Bhote Koshi, gdzie wydaje się, że czas naprawdę stanął w miejscu. Na początek szlak wiedzie ryczącą rzeką Bhote Koshi, mijając spokojną wioskę Sherpa Taranga 4100 m, która była przedmiotem wielu legend o Yeti. Następna wioska to Marulung 4210 m, w której domy nadal mają dachy z płyt kamiennych. Małe gospodarstwa są ogrodzone murami z suchego kamienia, a jaki spokojnie pasą się na pastwiskach. Nawet w tych szybko zmieniających się czasach spokojna dolina Bhote Koshi prawie całkowicie zachowała swój pierwotny charakter. W Maralung opuszczasz dolinę z krótkim podejściem do miejsca docelowego – pastwisk Lumde 4368 m. Po raz kolejny nasze popołudnie powinno obejmować wycieczkę aklimatyzacyjną. Prawdopodobnie wybierzemy spacer do małego jeziora Renjo na wysokości około 4500 m. trek: 5 godzin / przewyższenie: 600 m Dzień 8. Dzień aklimatyzacyjny w Lumde 4368 m Przybycie do Lumde poprzedza tydzień wędrówki na naprawdę dużych wysokościach i skomplikowanym terenie. Czeka nas też i spanie na wysokościach, które nie schodzą poniżej 4700 m. Z tego powodu bieżący dzień jest kolejnym dniem poświęconym aklimatyzacji. Na papierze może to wydawać się zbyt ostrożne z naszej strony, ale nasze doświadczenie pokazało, że w praktyce takie podejście okazało się najbardziej sprzyjać ogólnemu sukcesowi trekkingu przez trzy przełęcze. Na dzisiejszy spacer aklimatyzacyjny polecamy wycieczkę na pastwisko Chhulung 4650 m we wspaniałej dolinie Bhote Koshi. Chhulung leży na skraju granicy wiecznego lodu, u zbiegu kilku lodowców. Widok na dolinę Chhulung z niezwykłymi wiszącymi lodowcami jest naprawdę niezapomniany. Tajemniczy szlak dalej prowadzi wzdłuż rzeki Bhote Koshi, ostatecznie aż do Tybetu przez lodowcową przełęcz Nangpa La 5716 m, której obecnie nawet tybetańscy handlarze ze swoimi karawanami jaków nie mogą już przemierzać. trek: 5 godzin / przewyższenie: 500 m Dzień 9. Lumde – Renjo La 5360 m – Gokyo 4790 m Dziś doświadczysz jednej z absolutnych atrakcji trekkingu pod Everest przez trzy przełęcze – Everest High Trail – przeprawy przez przełęcz Renjo La. W tym momencie będziesz optymalnie zaaklimatyzowany i dobrze przygotowany do tego etapu. Trekking z Lumde na przełęcz Renjo La jest długi i wymagający, stanowi jeden z najbardziej uciążliwych fragmentów całej trasy. Musimy pamiętać, aby spakować wystarczająco dużo do podręcznego plecaka, aby się napić i zapewnić sobie duży margines czasu na wejście, niezbędny jest wczesny start. Pod względem technicznym przełęcz Renjo La nie jest trudna, ale może stać się mało komfortowa przy złej pogodzie, szczególnie po opadach śniegu. Trek zaczynamy od mozolnego podejścia trawersami niekończącego się zbocza. Po przejściu przez Renjo Khola skracamy stromy grzbiet do pierwszego wysokiego plateau. Następny odcinek jest bardziej umiarkowany, prowadząc przez rozległe pastwiska jaków i małe jeziora na wyższe poziomy terenu. W końcu droga po raz kolejny staje się bardziej stroma, prowadząc do ukrytego górskiego jeziora Angladumba Tsho – gdzie charakter szlaku dramatycznie się zmienia. Teraz nadszedł czas, aby przeciąć strome urwisko z metamorficznej skały przez artystyczny system stopni – aż w końcu staniemy w bramie przełęczy Renjo La 5420 m z flagami modlitewnymi powiewającymi na wietrze. Widok zupełnie nowego świata na wschodzie zapiera dech w piersiach. Cudowny spektakl niezliczonych zamarzniętych 6-ścio i 7-mio tysięcznych szczytów wznoszących się na horyzoncie i górującej nad nimi, legendarnej trójcy ośmiotysięczników – Mt. Everest, Lhotse i Makalu. Daleko poniżej, nad brzegiem turkusowo-niebieskiego jeziora Dudh Pokhari, można już dostrzec nasz cel trwającego trekkingu – wioskę Gokyo i wcinający się za zabudowaniami, szary połysk jęzora lodowca Ngozumba – największego w Nepalu. I tak, po zasłużonym, krótkim odpoczynku, schodzimy w dół do Gokyo 4790 m. Najpierw wąską ścieżką przechodzimy przez skały, a następnie po piargach skrajem małego lodowca, aż do wyraźnej półki. Tutaj trasa ponownie skręca, podążając boczną moreną prosto w dół do brzegu jeziora Gokyo. Teraz, ze wznoszącym się przed nami Cho Oyu 8201 m, nie pozostało nam daleko do lodży, w której poczujemy się niewątpliwie zmęczeni, ale z towarzyszącym temu uczuciem niepomiernej satysfakcji. trek: 8 godzin / przewyższenie: 1100 m Dzień 10. Gokyo Ri 5483 m Wcześnie rano wespniemy się na jeden z najlepszych punktów widokowych w okolicach Mount Everestu – Gokyo Ri. Podejście powinno zająć około 2,5 godziny. Z Gokyo Ri 5483 m będziemy podziwiać panoramę zapierającą dech w piersiach – Mount Everest 8850 m, Lhotse 8516 m, Nuptse 7861 m, Pumori 7161 m, Island Peak 6189 m, pokryte złotym odcieniem wschodzącego słońca. Po osiągnięciu sporej wysokości schodzimy do Gokyo do naszej lodży na śniadanie. Pozostałą część dnia spędzamy na odpoczynku. Jeśli pogoda poranka pokrzyżowała nam plany uniemożliwiając podziwianie panoramy uznawanej przez wielu trekkersów za jedną z najpiękniejszych na świecie to możemy powtórzyć próbę i wejść na punkt Gokyo Ri na zachód słońca. trek: 4 godziny / przewyższenie: 700 m Dzień 11. Dragnag 4700 m Po męczących i spektakularnych dwóch dniach trekkingu, przeprawie przez Renjo La, podejściu na Gokyo Ri, ten dzień można potraktować jako rest’owy. Nie dość, że ma krótszy czas przejścia, to jeszcze będzie nam dane spać nieco niżej, by zregenerować zasoby energetyczne przed jutrzejszą przeprawą przez Cho La 5420 m, drugą z trzech przełęczy naszej trasy. Z Gokyo zaczynamy od delikatnego podejścia wzdłuż dwóch turkusowo-niebieskich jezior – Gokyo Tsho 4734 m i Taboche Tsho 4728 m. Wychodząc z doliny, docieramy do znacznie mniejszego jeziora Langpungu Tsho. To tu szlak na Cho La skręca na zachód, a my przeskakujemy boczną morenę rozległego lodowca Ngozumba. Następnie podążamy łatwo dostrzegalną, pofalowaną ścieżką wzdłuż wypełnionego skałami lodowcowego strumienia. Mijając kilka małych jezior polodowcowych, których wymiary mogą się znacznie różnić w różnych porach roku, idziemy aż do wschodniego brzegu lodowca. Tutaj przecinamy morenę boczną. Po chwili zobaczymy lodże w Dragnag 4700 m. trek: 4 godziny / przewyższenie: 250 m Dzień 12. Dragnag – Cho La 5420 m – Dzonghla 4830 m To będzie najdłuższy, najgorszy, a zarazem najlepszy 😉 dzień całej wyprawy. Nad ranem w pokoju naszej lodży będzie ok. 8 stopni, a na zewnątrz ziiiimno. Wyruszymy w ciemność. Do przełęczy jest ok marszu, a na miejscu musimy być nie później niż o godzinie Później słońce roztapia lód wiążący skały i wzrasta ryzyko spadających kamieni. Za to na szczycie przełęczy czeka na nas uczucie „osiągnięcia” czegoś szczególnego! Zejście również nie należy do banałów. Dzisiejsza wędrówka zajmie nam około ośmiu godzin. Przebrnięcie przez zlodowaconą przełęcz Cho La jest tą drugą absolutną atrakcją naszej wyprawy i samego Everest High Trail. Chociaż wspinaczka z Dragnag do Cho La nie jest tak trudna, jak poprzednia do Renjo La, to i tak nie można jej zlekceważyć. Podobnie jak przełęcz Renjo, Cho La nie stanowi wielkiego wyzwania pod względem technicznym, ale każda zmiana warunków pogodowych, szczególnie podczas opadów śniegu podwaja powagę wyzwania. W przypadku pojawienia się pokrywy lodowej bywa, że niezbędne staje się założenie raków. Będziemy o tym wiedzieli zawczasu podczas pobytu w Dragnag, gdzie można bez trudu wypożyczyć raki w razie potrzeby. Pierwszy odcinek dzisiejszego wejścia prowadzi górskim strumieniem i pastwiskami, aż opuścimy dno doliny stromym zboczem moreny. Następnie przechodzimy łagodnym terenem, po którym spiętrza się decydujące podejście po stromym, skalistym terenie. Szeroki grzbiet przełęczy Cho La 5420 m, ozdobiony kolorowymi flagami modlitewnymi, nie oferuje wspaniałej panoramy pamiętanej z Renjo La, ale szczególnie uderzająca jest odziana w lód piramida pobliskiego Lobuche East 6119 m. Stojąc tam, pośród świata wiecznego lodu, namacalnie poczujesz smak wyprawy i przygody mając przed sobą poziomy trawers lodowca. Po zejściu z lodowca nawigujemy przez strome wypolerowane płyty skalne. Z każdym krokiem widoki stają się bardziej niezwykłe. Ama Dablam 6814 m przedstawia się jak spiczasta piramida, podczas gdy północna ściana Cholatse 6335 m wznosi się pionowo za jeziorem Chola Thso. Ciesz się wędrówką przez tę niezwykłą krainę czarów, która ostatecznie dzisiaj zabierze Cię przez rozległe pastwiska do miejsca docelowego Dzonglha 4830 m. trek: 8 godzin / przewyższenie: 750 m Dzień 13. Lobuche 4910 m Dzisiejszy trekking zabierze nas naprawdę do królestwa Mt. Everestu. Miejsce docelowe to mała osada Lobuche. Będzie bazą wypadową na wejście na Kala Patthar, szczyt słynący z panoramy obozu bazowego pod Everestem – Everest Base Camp. Umiarkowany trekking zaczynamy od Dzonglha, przemierzamy rozległe zbocza nad wielkim jeziorem Chola Tsho. Północna ściana Cholatse, wznosząca się ku niebu za jeziorem, jest absolutnie niepowtarzalnym widokiem. Niedługo dostrzeżemy osławiony szlak Everest Base Camp Trail, który wije się z doliny Imja Khola na południu. Powyżej Dughli nasza ścieżka ostro skręca na północ i zabiera nas umiarkowanym nachyleniem w kierunku terminalnej moreny potężnego lodowca Khumbu. Dołączamy do głównego everestowskiego szlaku, którym podążamy wzdłuż lodowca w stosunkowo płaskim terenie. Sceneria zwala z nóg, przed sobą mamy Nuptse 7861 m i pięknie ukształtowaną piramidę Pumori 7165 m (poprawnie Pumo Ri 😉 ) – przez nas uważaną za jedną z najpiękniejszych gór świata. Wkrótce zobaczysz zabudowania Lobuche 4910 m, w których spędzimy następne dwa dni. Lobuche to baza wypadowa wspinaczki na prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalną atrakcję każdej z trekkingowych wypraw pod Everest – Kala Patthar 5643 m. trek: 5 godzin / przewyższenie: 250 m Dzień 14. Lobuche – Gorak Shep 5140 m – Kala Pattar 5643 m Dziś po raz pierwszy na wyprawie zdobędziemy nie 5-tysięczną przełęcz a szczyt. Kala Patthar 5643 m to jeden z naszych głównych podbojów tej wyprawy trekkingowej. Najczęściej podawaną wysokością szczytu, do której znaczna część górołazów się przyzwyczaiła to 5545 m albo 5550 m. Jednak 6 grudnia 2006 roku dokonano bardzo wielu nowych pomiarów i ustalono nową, dokładną wysokość Kala Pattar, minęło jednak sporo czasu zanim się przyjęła. Zaczynając od Lobuche i czując się doskonale zaaklimatyzowanym, ta wędrówka na szczyt będzie bardzo łatwa do pokonania. Na początek dość równy szlak wiedzie przez potężny lodowiec Khumbu przez naprawdę majestatyczny górski krajobraz. Tym bardziej niezwykły jest widok szklanego budynku w kształcie piramidy, zawierającego międzynarodowe Wysokościowe Centrum Badań Naukowych. Niedługo potem przetniemy charakterystyczny grzebień 5110 m lodowca Changri Nup, który na mapie jest wymieniony jako „przełęcz” Lobuche 5110 m – choć termin ten jest być może przesadą. Po przekroczeniu przytłoczonego skałami lodowca dochodzimy do małej osady Gorak Shep 5140 m, gdzie szlak rozchodzi się na dwie części. Główna ścieżka prowadzi bezpośrednio do Everest Base Camp 5364 m a czas przejścia to 2 godziny. Wybieramy drugą odnogę i stopniowo narastającym nachyleniem, aż do czasu gdy szlak stanie się naprawdę stromy i przeprowadzi nas przez głazy skalne wdrapujemy się na Kala Pattar 5643 m. Widok z góry, zwłaszcza na Mt. Everest 8850 m i Nuptse 7861 m przewyższą wszystko, co do tej pory widziałeś. Nie spiesz się i ciesz się tym wspaniałym widokiem – jesteśmy teraz dosłownie u szczytu naszej wyprawy. Wracamy do Lobuche. trek: 8 godzin / przewyższenie: 750 m Dzień 15. Lobuche – Pangboche 3930 m / Lobuche Stąd już wszystko w dół, no może prawie wszystko 😉 . Mamy bowiem dwie opcje zejścia. Albo Everest High Trail zabierze nas na klasyczny szlak pod Everest – Everest Base Camp Trail, albo pozwalając Ci zebrać mnóstwo nowych wrażeń. Zaczynasz w Lobuche, kierując się na południe; w Dughli decydujesz się na bezpośrednie zejście do Pheriche (4240 m), do którego dotrzesz w zaskakująco krótkim czasie: zejście z góry i optymalne zaaklimatyzowanie się sprawią, że poczujesz prawdziwy krok. Po przejściu małej przełęczy (Przełęcz Pheriche, 4270 m), podążasz trasą wzdłuż dość długiego, ale łatwego odcinka wzdłuż brzegów spienionej rzeki Imja Khola, aż do miejsca docelowego: dużej wioski Sherpa Pangboche (3930 m) . Nadal masz czas na zwiedzanie starożytnego klasztoru Pangboche Gompa, położonego kilka minut spacerem nad wioską – którego mnisi są po raz kolejny strażnikami rzekomej skóry głowy Yeti. trek: 6 godzin / przewyższenie: 250 m Opcjonalnie: Powinniśmy wybrać czy odwiedzić bazę pod Everestem czy podążać szlakiem w kierunku trzeciej przełęczy Kongma La 5535 m wtedy te dwa dni, które przeznaczamy na Everest Base Camp oraz Kala Pattar przeznaczamy na przejście przełęczy Kongma La trasą przez Lobuche – Kongma La – Chhukung – Dingboche. Dzień 16. Dingboche 4410 m Ścieżka, którą będziemy dziś podążać prowadzi do wioski Dingboche, miejsca skąd wyruszają wyprawy pragnące zdobyć sześciotysięczny Island Peak. Przez cały dzień towarzyszyć nam będzie widok monumentalnego Ama Dablam – olbrzymiej piramidy skał i lodu. Zobaczymy również południową ścianę Lhotse, na której w 1989r. zginął Jurek Kukuczka. Dzień 17. Tengboche 3860 m Pośród buddyjskich czortenów ruszamy w stronę wsi Tengboche. Malowniczo położona w dolinie rzeki Imja Khola. W mijanych po drodze wsiach, jak i w samym Tengboche znajdują się wiekowe klasztory. Dzień 18. Namcze Bazar 3440 m Pośród lasów rododendronowych wrócimy do magicznego Namcze Bazar. To już przedostatni dzień naszej wędrówki. Nocleg w lodge. Dzień 19. Lukla 2840 m Dzisiejszą trasę znamy już z pierwszego dnia naszego trekkingu. Wieczorem będziemy świętować udaną wędrówkę wraz z Szerpami. Dzień 20. Katmandu Rano wylecimy do Katmandu. To koniec naszej przygody w rejonie Khumbu, ale nie koniec atrakcji. Cały dzień poświęcimy na dalsze zwiedzanie miasta. Ostatni dzień w stolicy i ostatni wspólny wieczór w Nepalu zwieńczy wieczorna kolacja z tanecznym pokazem w wyjątkowym miejscu… Wąskie alejki Thamelu i targi uliczne pozwolą poczuć wyjątkową atmosferę stolicy Nepalu. Wszystko z myślą o górach, wyprawach, trekkerach i alpinistach. Przekonamy się również, że nocne życie w Katmandu jest bardzo intensywne. Dzień 21. Wylot do Polski. Przejazd na lotnisko w Kathmandu i przelot do kraju. Dzień 22. Przylot do kraju. Opcjonalnie: Pogoda w rejonie Lukli bywa kapryśna, dlatego istnieje prawdopodobieństwo, że na lot będziemy musieli czekać, takie przypadki nierzadko miały miejsce już w Lukli choć nam się nie przydarzyły. W związku z tym można założyć dodatkowy dzień-dwa rezerwy. Gdyby udało się powrócić do Kathmandu bez opóźnień istnieje możliwość zorganizowania na zaoszczędzonym czasie raftingu, safari na słoniach w dżungli Parku Narodowego Chitwan, bądź innych atrakcji.
Najwyższe góry świata, miejsca o których czytaliśmy tylko w książkach, przygoda, wspólna pasja wędrowania, plecak na plecach, aparat w dłoni i ruszamy na trekking do Everest Base Camp. Tak pomyśleliśmy w styczniu, a w październiku założyliśmy plecaki i pojechaliśmy spełnić nasze wielkie marzenie – “Przybić piątkę z Everestem”. Himalaje to na pewno jeden z ważniejszych punktów na liście tych, którzy lubią łazić po górach. Zobaczyć na żywo najwyższą Górę świata to niesamowite przeżycie. Planując 2017 rok stwierdziliśmy, że nadszedł czas, żebyśmy i my ją zobaczyli. Szykował się wspaniały prezent na piątą rocznicę ślubu: trekking do Everest Base Camp! W zasadzie już od stycznia żyliśmy tą wyprawą i nakręcaliśmy się nawzajem. Po kolei pochłanialiśmy książki i oglądaliśmy filmy o himalaizmie i w tematyce około górskiej. Postanowiliśmy też trochę odnowić nasz wysłużony sprzęt turystyczny. Staraliśmy się wzmocnić kondycyjnie. Michał zaczął biegać już wcześniej, a dla mnie mocnym motywatorem stała się właśnie nadchodząca wyprawa i tak, krok po kroku, wciągnęłam się w treningi biegowe, a potem zawody. Oprócz tego, jak zwykle wędrowaliśmy po Beskidach i Tatrach, a w ramach jednego z długich weekendów wybraliśmy się na Triglav, czyli najwyższy szczyt Słowenii. Staraliśmy się być też w miarę regularnymi crossfiterami i dzięki przygotowaniom udało się zbudować całkiem niezłą formę. Tak zleciała nam większość roku i doczekaliśmy do upragnionego października, kiedy wreszcie zapakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w drogę! Wyprawa dzień po dniu Wyprawa trwała 23 dni, w tym 16 dni trekkingu i 1 dzień nieplanowanego oczekiwania w Lukli na samolot powrotny do Katmandu. dzień 1 ( Kraków-Warszawa-Doha Rano meldujemy się na Dworcu Głównym w Krakowie, wsiadamy w pociąg i mkniemy do Warszawy. Mamy zapas czasu i nigdzie nie musimy się spieszyć. Kawka, obiad, ostatnie zakupy, potem odprawy na lotnisku i o 18:00 odlatujemy! Lot jak to lot, mija nam głównie na jedzeniu, piciu i oglądaniu filmów. W środku nocy wysiadamy na lotnisku w Doha, stolicy Kataru i mamy czas wolny aż do rana. dzień 2( Doha-Katmandu Po nocnej przerwie na lotnisku w Doha, rano wsiadamy do samolotu do Katmandu. Lądujemy ok. 16:00, załatwiamy wizę, zabieramy taksówkę pre paid z lotniska i po dosyć długiej jeździe zatłoczonymi ulicami Katmandu w porze szczytu komunikacyjnego, dojeżdżamy do zarezerwowanego hotelu na Thamelu. Wieczór spędzamy na kolacji w Blueberry Kitchen, które mocno polecane jest na Trip Advisorze. Celebrujemy pierwszy dzień w Nepalu i moje imieniny na przyjemnym tarasie, zajadając pierożki Momo i popijając piwo Everest. To się nazywa dobry początek urlopu! dzień 3( Katmandu Nie śpimy za długo, gdyż dzisiejszy dzień zarezerwowany jest na załatwienie dokumentów potrzebnych na trekking. Wolimy zatem być w biurze jak tylko się otworzy i jak najszybciej mieć wszelkie formalności z głowy. Po spacerze ulicami Katmandu z nawigacją na telefonie, dosyć sprawnie docieramy do Nepal Tourist Board. Na miejscu nie ma zbyt dużo ludzi, więc wszelkie pozwolenia załatwiamy od ręki. Wracając postanawiamy zajrzeć na Durbar Square, czyli główny plac miasta. Gdy próbujemy zorientować się, gdzie należy iść, zagaduje nas mężczyzna, który okazuje się być samozwańczym przewodnikiem. Kiepsko u nas z asertywnością, więc zgadzamy się na krótkie oprowadzenie. Pan przewodnik rzeczywiście stara się opowiedzieć jak najwięcej i prowadzi nas po różnych zakamarkach wokół Durbar Square. Reszta dnia pozostaje na ostatnie zakupy, spacer uliczkami Katmandu, przepakowanie i pierwszy Dal Bhat w znanej nam już restauracji Blueberry Kitchen. Katmandu po jednym dniu przedstawia się jako dosyć szalone miasto. Wąskie uliczki mieszczą pieszych oraz wszelkie inne formy transportu, a do tego drobny handel i tumany kurzu. Już chcemy w góry! dzień 4 ( lot Katmandu-Lukla, (Katmandu 1400mnpm – Lukla 2860mnpm). Bilety na samolot do Lukli mamy zakupione przez internet, ale przed odlotem należy się pojawić w biurze linii lotniczych i dopełnić formalności. Mimo, że lot mamy wykupiony na 8:30 na wszelki wypadek postanowiliśmy dotrzeć na lotnisko tuż po otwarciu. Wieczorem poprosiliśmy w hotelu, żeby zamówili nam taksówkę na 5:30. Dostaliśmy śniadanie na wynos i już przed 6 byliśmy na lotnisku. Panowie z linii lotniczych Yeti(Tara) poinformowali nas, że jak tylko będą jakieś wolne miejsca to polecimy wcześniej. Czekaliśmy cierpliwie i rzeczywiście o 7:40 wsiedliśmy do samolotu. W środku 16 miejsc, po jednym rzędzie po dwóch stronach przejścia, trochę jak w busie. Zasiedliśmy na pierwszych siedzeniach i na wyciągnięcie ręki mieliśmy kabinę pilotów. Stres, przeplatał się z ekscytacją. Przydały się korki w uszach, gdyż w trakcie lotu było dosyć głośno. Przez okno, mniej więcej w połowie drogi, na horyzoncie zaczęły majaczyć całkiem wysokie, ośnieżone szczyty. Piloci wyglądali na zrelaksowanych i pewnych siebie, więc i nam z minuty na minutę udzielało się pozytywne nastawienie, a stres zanikał. Ok 9 wylądowaliśmy na ponoć jednym z najniebezpieczniejszych lotnisk na świecie! Lukla – 2860 mnpm. – welcome to! Lukla (2860mnpm)-Phading (2610mnpm) trasa 2:41h, 9,80km (wyniki są orientacyjne i pochodzą z naszych zegarków na najniższej dokładności GPS) No i to tutaj rozpoczyna się trekking właściwy, czyli główny cel naszej podróży. Jest poranek, piękna pogoda, ciepło, zarzucamy plecaki na plecy i w drogę! Dzisiejsza trasa to ok 8 km, których przejście wraz z postojami zajęło ok 3 godzin. Po drodze zielono i sielsko. Po prostu wędrujemy sobie. W Phading pytamy o nocleg w pierwszej loggy, która nam się spodobała, ale nie mają miejsc. Idziemy więc do kolejnej, jednej z naszej listy, którą jeszcze w Katmandu stworzyliśmy sobie sprawdzając opinie ludzi na forach. Dostajemy swój pokój. Skromny, ale czysty i schludny. Zostawiamy rzeczy i idziemy się przejść, bo jeszcze wcześnie. Zaliczamy pierwszy most wiszący i bezstresowe popołudnie, gdzie nic nie musimy, nigdzie się nie spieszymy, po prostu jesteśmy tu i teraz! Wieczorem w pokoju wspólnym, gdzie siadamy na kolację spotykamy Gosię i Agę, które są już w drodze powrotnej z EBC. Spędzamy wspólnie świetny wieczór dopytując dziewczyny o szczegóły ich trekkingu i dobre rady (dziękujemy i pozdrawiamy :D). Dziewczyny uczą nas nepalskiej gry w karty DOM BAL, która okazuje się niezastąpiona praktycznie każdego kolejnego wieczoru (Aga, Gosia-jeszcze raz dzięki!!!) dzień 5( Phakding (2610mnpm)-Namche Bazar (3440mnpm) trasa: 6h, 17km Postanowiliśmy jak najwcześniej zaczynać każdy dzień, żeby wędrować z fajnymi widokami, gdyż zwykle popołudniu pojawiają się chmury. Średnio staraliśmy się jeść śniadanie ok 6:30 i o 7:00 wyruszać. Dzisiaj mamy dotrzeć do Namche Bazar – chyba najbardziej “zachodniej” miejscowości na szlaku. Wędrujemy dosyć żwawo, ale na szlaku po pierwsze są duże grupy turystów, a po drugie duże grupy bydła niosącego wszelkiego typu ładunki. Nie pozwala to na marsz własnym tempem – trzeba dostosować się do panujących warunków. Po drodze niespodziewanie spotkaliśmy Magdę – moją koleżankę ze studiów, ze swoją ekipą. Niesamowite, że ostatnio widziałyśmy się chyba na zakończeniu studiów (jakieś pewnie 7 lat temu), a tu na szlaku w Himalajach taka niespodzianka! Magda z ekipą już kończyli swoją trasę, a że okazało się, że my planujemy iść tak jak oni to podpytaliśmy o jakieś dobre rady (dzięki wielkie!!! 🙂 Większość grup zatrzymywała się w Modjo na lunch, my stwierdziliśmy, że idzie nam się nieźle, więc nie ma co robić postoju. Od Modjo trasa biegła zdecydowanie stromiej, a ścieżka była momentami wąska. W pewnym momencie idąc dosyć blisko krawędzi drogi wymijając kolejnych turystów noga osunęłą mi się w dół. Na szczęście z przeciwka szła Nepalska kobieta i w porę złapała mnie za rękę i wciągnęła z powrotem na ścieżkę. Całe szczęście, że kobieta była naprawdę silna, bo mogłabym się stoczyć sporo w dół. Ale adrenalina i u mnie i u Michała zdecydowanie podskoczyła! Tego dnia trafiło nam się jeszcze jedno miłe spotkanie – na szlaku zagadała nas para z Polski – jak się potem okazało Ola i Piotrek. Pytali o pozwolenia jakie mamy wykupione. Okazało się, że zamierzają iść mniej więcej taką trasą co my. Trochę pogadaliśmy i każdy ruszył swoim tempem. Ponownie spotkaliśmy się jakiś czas później w miejscu, gdzie po raz pierwszy można zobaczyć Mount Everest. Niestety tego dnia niebo było zbyt zachmurzone i nic nie zobaczyliśmy. Za to Ola z Piotrkiem poczęstowali nas herbatką, gdyż właśnie zatrzymali się na swój lunch. Było to nasze pierwsze spotkanie, ale zdecydowanie nie ostatnie 🙂 Na trasie brakowało nam trochę energii i stwierdziliśmy, że jeden baton w ciągu dnia to nie jest wystarczający lunch i musimy zwiększyć ilość posiłków. Namche Bazar okazało się miasteczkiem pełnym sklepów, kramów, barów, kawiarni i usług. W zasadzie można tam załatwić wszystko o czym zapomniało się np. w Katmandu. Oczywiście ceny są adekwatne do wysokości na której się znajdujemy. Zadowoliliśmy się pyszną kawką i drożdżówką w kawiarni Sherpa Barista, gdzie można skorzystać przy okazji z bezpłatnego (ostatniego na trasie) wifi i powiadomić kogo trzeba, że trekking przebiega zgodnie z planem. W loggi, którą wybraliśmy na nocleg spotkała nas miła niespodzianka. Córka właściciela obchodziła urodziny i w pokoju wspólnym odbywało się kinder party. Zostaliśmy poczęstowani tortem, frytkami, cukierkami i sokiem z mango. Jak przystało na kinder party przed 21 byliśmy już w łóżkach. dzień 6( Aklimatyzacja : Namche Bazar (3440mnpm) -Hotel Everest View (3800mnpm)-Namche Bazar (3440mnpm) trasa 3:10h, ?? km (rozładował się zegarek Miśka) Dzień aklimatyzacji wskazany jest po przejściu ok 1000 m przewyższenia. Tak jak większość turystów postanowiliśmy zostać dwie noce w Namche Bazar, a jako cel dziennej wędrówki wybrać Hotel Everest View na 3800 mnpm. Zjedliśmy śniadanie, zabraliśmy lekkie plecaki i ruszyliśmy po raz pierwszy zobaczyć Mount Everest. Podejście strome, a do tego szybka zadyszka, więc nie było tak łatwo jakby się mogło wydawać. Tylko chwilę widzieliśmy Namche Bazar z góry. Potem zachmurzyło się tak bardzo, że wokoło dosłownie samo mleko i zero widoków. No i tak w tym mleku sobie wędrowaliśmy. Dotarliśmy pod hotel, a potem na punkt widokowy i jedyne co zobaczyliśmy to Malarza, który tworzył widok, którego nie widać 🙂 Na szczęście co jakiś czas przewiewało chmury i udało nam się dostrzec trochę cudnych widoków. Zasiedliśmy nawet z mapą i kompasem i rozpracowaliśmy sobie panoramę dookoła. Pomiędzy chmurami udało się, że i Everest uchylił przed nami rąbka tajemnicy. 3800mnpm zdobyte i można było wracać niżej. W Namche Bazar odwiedziliśmy jeszcze Muzeum Parku Narodowego Sagmarmantha, poszwędaliśmy się trochę pomiędzy kramami i sklepikami, zjedliśmy lunch i zrobiliśmy sobie krótki spacer po okolicy. W ramach małego wakacyjnego szaleństwa zakupiliśmy w naszej loggy ciepły prysznic (900R za naszą dwójkę, także niemało). Na kolację zjedliśmy pierwszy na trekkingu Dal Bhat, czyli tutejszą tradycyjną potrawę składającą się z ryżu, potrawki warzywnej, zupy z soczewicy i chlebka (papad). dzień 7( Namche Bazar (3440mnpm)-Tengboche (3860mnpm) trasa: 4:21h, 11,14km Czas zapakować plecaki i ruszyć w dalszą drogę. Namche Bazar to ostatnia tak rozwinięta wioska na trasie. Wyżej nie było już zasięgu telefonu czy internetu- totalny detoks technologiczny. Już przy wyjściu z Namche Bazar spotykamy Olę i Piotrka i w zasadzie można powiedzieć, że od tej pory nie jesteśmy na trekkingu w dwójkę tylko wędrujemy sobie w czwórkę 🙂 Już kawałek powyżej Namche Bazar zaczynają się genialne widoki. Co krok to lepszy kadr. Cieżko oderwać wzrok i aparat. Szczególnie zachwyca Ama Dablam, który według przewodnikowych opisów będzie towarzyszył nam przez najbliższe kilka dni. Trasa mija nam całkiem fajnie. Aż do wioski Phute Thenga w większości szlak prowadzi kamienistą drogą w dół. Potem przechodzimy przez wiszący most i zaczyna się dosyć strome i męczące podejście. Około południa dochodzimy do dzisiejszego celu, czyli Tengboche. Wioska jest niewielka i ma wyjątkowy klimat, a najważniejszym jej punktem jest klasztor buddyjski. To tutaj po błogosławieństwo przed wyprawami przychodzą himalaiści. Nam udało się wziąć udział w ceremonii. Przed wejściem należy zdjąć buty, no i panuje zakaz fotografowania i filmowania wewnątrz. Nie bardzo rozumieliśmy co się wokół nas dzieje, ale nie da się ukryć, że klimat był niesamowity. Tego dnia mieliśmy świetną wakacyjną pogodę, także popołudnie minęło leniwie i sielsko. Widok na Mount Everest, Ama Dablam i Lhotse był tak genialny, że można było siedzieć i wpatrywać się godzinami. Ten wieczór, jak i kolejne wyglądały dosyć podobnie. Siadaliśmy w czwórkę w pokoju wspólnym. Na środku stał piecyk (koza), który ogrzewał pomieszczenie. Ponieważ było to jedyne ciepłe pomieszczenie w loggy wszyscy siedzieli razem. Ok 18 dostawaliśmy zamówioną wcześniej kolację. Potem była chwila na notatki z całego dnia, rozmowy, rozkminy nad trasą etc. Potem zamawialiśmy termos (pot) herbaty i zaczynała się partyjka w Dom Bala czy Remika, potem kolejna i kolejna, no i jeszcze ostatnia, no i do spania! dzień 8( Tengboche (3860mnpm) -Dingboche (4410mnpm) trasa: 4:38h, 10,04km Dzisiaj zafundowałam nam pobudkę o 5 rano. Zabraliśmy aparat i statyw i wyszliśmy, żeby zrobić zdjęcia wschodu słońca. W wiosce panowała absolutna cisza, i jak się okazało jeszcze ciemna noc. Nie wiedzieliśmy o której będzie wschód, więc uzbrojeni w sprzęty czekaliśmy. Dopiero ok 6 zaczęło się rozjaśniać i pojawiły się pierwsze promienie. Zrobiliśmy kilka ujęć, ale słońce wstawało bardzo powoli, a my musieliśmy jeszcze spakować manatki i zdążyć na 7:00 na zamówione śniadanie. Także jakieś spektakularne zdjęcia nie powstały, ale widok tak czy siak robił wrażenie. Na śniadanie postanowiliśmy zjeść coś bardziej energetycznego niż tosty, czy owsianka, a jak się okazało w porównywalnej cenie. Wybór padł na ziemniaki z jajkiem. Wyruszyliśmy jak zwykle dosyć wcześnie. Po drodze weszliśmy do malutkiego klasztoru buddyjskich mniszek, który zobaczyliśmy zupełnym przypadkiem. Wędrowało się dosyć przyjemnie, aż do wysokości ok 4000 mnpm. Mniej więcej wtedy Michał zaczął odczuwać dolegliwości związane z wysokością. Przede wszystkim bolała go głowa i pojawiły się lekkie nudności. U mnie głównym problemem była zadyszka, która łapała mnie wraz z pokonywaniem wysokości. Wędrowaliśmy zatem krok za krokiem i staraliśmy się pić jak najwięcej wody. Ok południa dotarliśmy do Dingboche, gdzie Ola z Piotrkiem już czekali na nas z noclegiem w bardzo przyjaznej loggy. Popołudnie minęło na spacerze po okolicy i odpoczynku, a wieczór jak zwykle przy partyjkach Dom Bala i kolacji z dużym termosem herbaty. Dało się odczuć spadek temperatury wraz z uzyskiwaną wysokością na której się znajdowaliśmy, więc tej nocy zapakowaliśmy już akumulatory i baterie do śpiworów, żeby się nie rozładowały. dzień 9( Aklimatyzacja : Dingoboche (4410mnpm) -Nangkartshang (5083mnpm)-Dingboche (4410mnpm) trasa: 6:33h, 6,27km Przez ostatnie dwa dni pokonaliśmy kolejny 1000m wysokości, przyszedł więc czas na dzień aklimatyzacji. Wstaliśmy niespiesznie i zjedliśmy śniadanie zamówione na 6:30. Ola z Piotrkiem wyruszyli w stronę Chukung z pomysłem na przejście Kong Ma La Pass. My nie czuliśmy się jeszcze odpowiednio zaaklimatyzowani, więc wybraliśmy opcję wyjścia na pobliski 5cio tysięcznik- Nangkartshang. Z Olą i Piotrkiem mieliśmy spotkać się na następny dzień w Lobuche. Trasa na szczyt zajęła nam jakieś 4,5h. Pogoda była świetna,a widoki bajkowe. Gdzie się nie obejrzeliśmy tam ukazywał się naszym oczom jeszcze lepszy kadr do zdjęcia. Jak na złość mniej więcej w połowie drogi na szczyt rozładował mi się akumulator w aparacie. Sięgnęłam do plecaka, żeby założyć nowy, a tu niespodzianka… Ponieważ szliśmy na lekko, cała saszetka z fotograficznym ekwipunkiem zapasowym została w loggy… Pierwszy w życiu 5cio tysięcznik, wręcz idealny widok na Ama Dablam, prawie bezchmurne niebo, a nam pozostało pstrykanie zdjęć komórkami… Mimo tych pięknych widoków, trzeba przyznać, że trasa była ciężka. Michała przy każdym kroku bolała głowa. Mnie o dziwo rozbolała najbardziej przy schodzeniu. Na szczycie zapomnieliśmy o wszelkich bólach i cieszyliśmy się naszym pierwszym w życiu pięciotysięcznikiem!!! Uczciliśmy go należycie – kawą i ciastkiem w jednej z kawiarni w Dingboche. Myśleliśmy, że tak jak w Namche Bazar uda się skorzystać z darmowego wifi. Okazało się, że jedyny sposób na kontakt ze światem to karta dzięki której możesz zalogować się do wifi dostępnego w kawiarni. 200MB kosztowało 600R. Ciężko było stwierdzić na co wystarczy takie 200MB, ale postanowiliśmy zaryzykować. Karty użyliśmy jedynie do wysłania kilku wiadomości i chyba nawet do końca trekkingu nie wykorzystaliśmy limitu. W drodze do loggy niespodziewanie spotkaliśmy Olę z Piotrkiem. Okazało się, że przełęcz Kong Ma La była niebezpieczna do przejścia i postanowili zrezygnować z tamtej trasy. Dotarli za to do Chukung, gdzie stoi tybetański czorten, na którym umieszczono tablicę upamiętniającą trzech Polaków, którzy zginęli na południowej ścianie Lhotse: Jerzego Kukuczkę, Rafała Chołdę i Czesława Jakiela. Strasznie żałujemy, że nie doczytaliśmy, że byliśmy tak blisko tego miejsca. Trudno – będzie kiedyś po co wracać. dzień 10( Dingboche (4410mnpm) – Lobuche (4940mnpm) trasa: 4:53h, 10,54km Z dnia na dzień coraz sprawniej ogarnialiśmy się o poranku. Pobudka jeszcze przed budzikiem, pakowanie plecaka, uzdatnianie wody w bukłakach i butelkach, szybka toaleta, śniadanie i o 7:00 jesteśmy na szlaku. Dingboche żegnało nas całe we mgle. Wędrówka mijała nam przyjemnie. Widać, że wczorajsza aklimatyzacja nie poszła na marne, gdyż obydwoje byliśmy w dużo lepszej formie. W Thukli zrobiliśmy sobie odpoczynek i napawaliśmy się pełnym słońcem i widokami, które nas otaczały. Kawałek dalej dotarliśmy do miejsca upamiętniającego wspinaczy, którzy zginęli w drodze na Everest lub inne szczyty w okolicy. Miejsce zadumy otoczone najwyższymi górami świata. Ciągle pnąc się do góry, około południa dotarliśmy do Lobuche. Przed wejściem do wioski, zgodnie z tym co wcześniej czytaliśmy na blogach, stała budka, gdzie pobierano opłatę za wejście – 500R od pokoju. Na szczęście Piotrek znalazł loggię, gdzie wystarczyło pokazać karteczkę z potwierdzeniem zapłaty w budce i dodatkowa opłata za pokój nie była już pobierana. W ramach popołudniowego spaceru wdrapaliśmy się na pobliski pagórek, a naszym oczom pokazał się lodowiec Khumbu w całej okazałości. To właśnie przez niego trzeba się przedostać idąc z przełęczy Kong Ma La do Lobuche. Niesamowite wrażenie – coś jak ogromna płynąca rzeka głazów i kamieni. Ludzie, których wypatrzyliśmy podczas przechodzenia przez lodowiec byli zupełnie maleńcy. Genialnym widokom wtórował smak suszonych truskawek! (Ola, Piotrek dzięki 😀 było pysznie! ) Temperatury z dnia na dzień były coraz niższe, i w dzień i w nocy. W ciągu dnia ubieraliśmy już dłuższe rękawy, czapki, buffy, a w nocy jeszcze szybciej wskakiwaliśmy do ciepłych śpiworów i magazynowaliśmy w nich również ciuchy na kolejny dzień, aby też miały szansę się ogrzać. Każdy z nas inaczej reagował na wysokość na której się znajdowaliśmy. Generalnie Michał wraz z wysokością tracił apetyt i miał problemy żołądkowe, a ja coraz mniej i gorzej spałam. dzień 11( Lobuche (4940mnpm) – Gorak Shep (5170mnpm) – Everest Base Camp (5364mnpm) – Gorak Shep (5170mnpm) trasa: 6:55h, 13,10km Wędrujemy wyżej i wyżej. Dzisiaj przekroczymy 5000 mnpm. Z Lobuche do Gorakshep szlak mocno zatłoczony. Grupa za grupą, krok za krokiem, i tak góra, dół. Widoki wokoło cudowne, u Michała trochę mało energii, ale wszyscy w komplecie docieramy do najwyżej położonej wioski – Gorakshep. Przy pierwszym podejściu dowiadujemy się, że nie ma wolnego pokoju. Chwilę później okazuje się jednak, że jest jeden 3 os pokój i możemy spać tam we czwórkę. Druga część dnia to przyjemna wycieczka na lekko do Everest Base Camp. Fajnie znaleźć się w miejscu z którego wyruszają wyprawy na Everest, ale Base Camp o tej porze roku to po prostu pusta przestrzeń, gdyż sezon wyprawowy przypada na wiosnę (wyprawy letnie) oraz późną jesień i zimę (wyprawy zimowe). W pozostałych miesiącach – wliczając w to październik, pozostaje wyobraźnia i tabliczka z napisem EVEREST BASE CAMP 2017. Każdy chce sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie, więc na swoją kolej trzeba trochę poczekać. My trafiliśmy na grupę, która okupowała tabliczkę przez dobre pół godziny, robiąc sobie całą tonę zdjęć w każdej możliwej pozycji i konfiguracji. Czekając w kolejce zdążyliśmy zjeść nawet pyszny lunch – wszystko dzięki Oli i Piotrkowi, którzy dzielnie nosili ze sobą palnik i butle z gazem. (Ania- zestaw ratunkowy Lyo Food pierwsza klasa – dzięki! 🙂 Po powrocie do Gorakshep, resztę dnia wykorzystaliśmy na odpoczynek, uzupełnienie notatek, a nawet trochę lektury. Jedynie Piotrek w pełni sił postanowił, że wybierze się jeszcze na Kala Pattar, który miał być naszym celem jutrzejszego poranka. Po kolacji spakowaliśmy małe plecaki i przygotowaliśmy wszystko tak, żeby rano jak najszybciej zebrać się do wyjścia. dzień 12 ( Gorak Shep (5170mnpm) – Kala Pattar (5643mnpm) – Gorak Shep (5170mnpm) – Dzongla (4840mnpm) 3:10h, 5,14km (GorakShep-Kala Pattar-GorakShep)+ 4:59h, 18,64km Wstaliśmy zgodnie z planem o 5:00. Ubraliśmy się ciepło, zjedliśmy energetycznego batona i 5:20 ruszyliśmy na atak szczytowy. Nasz cel to wschód słońca w najwyższym punkcie naszego trekkingu (i w życiu! ) – na Kala Pattar (5643mnpm) z widokiem na Mount Everest. Wychodziliśmy w całkowitej ciemności przy świetle czołówek. Przed nami na szlaku było już widać małe świecące punkciki. To Ci, którzy wyruszyli jeszcze wcześniej niż my. Podejście niby niepozorne, ale na tej wysokości z trudem stawiało się kolejne kroki. Dla mnie strasznie uciążliwe były marznące stopy i dłonie. Po dwóch godzinach walki z własnymi słabościami dotarliśmy na szczyt. W około roztaczał się cudowny widok i zmęczenie szybko zamieniło się w uśmiech od ucha do ucha i radość, że jesteśmy na szczycie! Wschodzące słońce przyjemnie rozgrzewało, a my napawaliśmy się najwyższymi górami świata. Jedynym minusem okazał się fakt, że słońce wschodzi tuż za Everestem, co uniemożliwia zrobienie mu fajnego zdjęcia. Polecamy zatem raczej zachód niż wschód słońca na Kalla Pattar- oczywiście przy sprzyjającej pogodzie. Na szczycie pozostawiliśmy polski akcent – Polska flaga zatrzepotała pomiędzy kolorowymi chorągiewkami modlitewnymi. Ok 9 byliśmy już spowrotem w loggy. Zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy duże plecaki i ruszyliśmy w dalszą drogę. Znaną już trasą dotarliśmy do Lobuche, a potem odbiliśmy na szlak do Dzongli, która była dzisiejszym celem. Odcinek pomiędzy Lobuche, a Dzonglą totalnie nas zachwycił. Genialne widoki, pusty szlak, piękna pogoda- czego chcieć więcej? 🙂 Ale jak to z himalajską pogodą bywa do Dzongli dotarliśmy już w całkowitej mgle. W loggy w której się zatrzymaliśmy spotkaliśmy kolejną polską parę- Anię i Grześka (pozdrawiamy!!!). Wspólnie spędziliśmy wieczór na górskich opowieściach. Kolejnego dnia czekało nas przejście przełęczy Cho La (5420mnpm). Informacje jakie mieliśmy o tej przełęczy pozostawiały w nas pewną dozę niepewności. Słyszeliśmy, że dosyć łatwo się zgubić, a do tego należy uważać na ewentualne spadające kamienie (gdy słonce zacznie roztapiać lód na przełęczy). Jeden z przewodników polecał nam nawet pójście z jego grupą (jeśli ludzie wyrażą zgodę) za drobną opłatą. Pogoda zapowiadała się w porządku, mieliśmy ze sobą aplikację i zadecydowaliśmy, że ruszymy sami z samego rana. Jeśli zaszła by taka potrzeba i stwierdzimy, że nie wiemy gdzie iść, skorzystamy z sezonu turystycznego i zaczekamy po prostu na jakąś większą grupę, która będzie szła w tym samym kierunku i podążymy za nimi. dzień 13( Dzongla (4840mnpm) -Cho La Pass (5420mnpm) -Dragnak (4700mnpm) trasa: 7:19h, 12,52km Pobudka 4:45, szybkie dopakowanie plecaków i o 5 byliśmy już w pokoju wspólnym. Śniadanie zamówiliśmy na 5:00, ale najpierw obsłużona została zorganizowana grupa, która nocowała w tej samej loggy, a dopiero potem my. Standardowo zjedliśmy coś pożywnego: ryż, ziemniaki z jajkami, zabraliśmy plecaki i naszą czwórką ruszyliśmy jako pierwsi na szlak. Pogoda dopisywała, aplikacja całkiem nieźle sprawdzała się przy wskazywaniu odpowiedniej drogi, a trasa nie była tak ciężka jak się spodziewaliśmy. Najpierw trzeba było się trochę powspinać, potem przyszedł czas na śnieg i przejście fragmentu lodowca, a na koniec podejście na samą przełęcz. Nie było możliwości zgubienia drogi, gdyż spokojnie można było w razie czego iść za innymi turystami. Na przełęczy chwila odpoczynku i pamiątkowe fotki, a potem w dalszą drogę, gdyż mieliśmy jej dzisiaj jeszcze całkiem sporo przed sobą. Zejście z przełęczy było mega strome, ale szło się przyjemnie. Widoki cudne, a my góra, dół, góra, dół doczłapaliśmy sobie do Dragnak, gdzie zaplanowaliśmy nocleg. Szybko znaleźliśmy loggię, a że było słonecznie i w miarę ciepło to zaliczyliśmy też mycie i pranie w pobliskiej rzece. Woda zimna, ale udało się nawet umyć włosy. Z szaleństw kulinarnych tego wieczoru zaserwowaliśmy sobie pizzę na cieście chapatti – świetna odmiana, ale dal bhatem zdecydowanie lepiej można było sobie pojeść. dzień 14( Dragnak (4700mnpm) – Gokyo (4750mnpm) – Gokyo Ri (5357mnpm) – Gokyo (4750mnpm) trasa: 2:21h, 4,47km + 3:29h, 3,13km (Gokyo-Gokyo Ri-Gokyo) Pobudkę ustaliliśmy na 6:00, a o 7:00 mieliśmy zamówione śniadanie. Niestety kolejny raz okazało się, że jako indywidualni turyści niewiele znaczymy dla właścicieli loggy, w porównaniu ze zorganizowanymi grupami. W kuchni widać było, że byli na sporym niedoczasie i ledwo udaje im się obsłużyć kolejne grupy, a co dopiero nas. O 8 skończyła nam się cierpliwość i poprosiliśmy o 4 kubki mleka i miseczki i powiedzieliśmy, że nie mamy czasu czekać i zjemy śniadanie ze swoim musli. Ok 8:30 udało nam się wyruszyć w drogę. Mięliśmy do przejścia lodowiec, a potem wdrapanie się na szczyt Gokyo Ri. Przejście lodowca okazało się prostsze niż myśleliśmy. Było męczące, ale ścieżka była dosyć dobrze widoczna przez całą trasę, a wokół roztaczały się bardzo ciekawe widoki. Nigdy wcześniej nie przechodziliśmy przez lodowiec, więc tym bardziej zachwycaliśmy się tym niecodziennym krajobrazem. Po przejściu lodowca dotarliśmy do Gokyo. Wioska jest prześlicznie położona nad jeziorem o absolutnie niesamowitym kolorze, u podnóża szczytu Gokyo Ri, który chcieliśmy jeszcze dziś zdobyć. Szybko wybraliśmy loggię na nocleg, zjedliśmy lunch, zostawiliśmy duże plecaki i ok 13:00, na lekko ruszyliśmy atakować szczyt. Wydawało się, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Już po kilku krokach, okazało się, jak bardzo się myliliśmy. Na tej wysokości każdy krok dawał się nam we znaki. Strome podejście, mało energii, zadyszka, a do tego zaczęły pojawiać się chmury i baliśmy się, że z widoczków, na które tak liczyliśmy będą nici. Na szczyt udało nam się dotrzeć po 2h i to resztką sił. Na szczęście chmury pozostały w dole i fantastyczne widoki rekompensowały trud. Najwyższe góry świata mieliśmy jak na dłoni… Coś niesamowitego! Schodziliśmy już całkowicie w chmurach, a byli tacy, którzy maszerowali na szczyt na zachód słońca. W sumie kto wie, może ponad chmurami, widoki nadal zachwycały. dzień 15( Gokyo (4750mnpm) – Dolina 7 jezior (w stronę Cho Oyu) (5100mnpm) – Gokyo (4750mnpm) trasa: 4:52h, 12,91km Nie bardzo podobała nam się loggia w której nocowaliśmy, więc zdecydowaliśmy, że kolejną noc spędzimy w innej. O 7:00 byliśmy spakowani i gotowi do wymarszu. Na szczęście właściciel nie robił problemów, zapłaciliśmy za to co zjedliśmy u niego i na śniadanie przenieślimy się do innej loggy, która wydawała się zdecydowanie sympatyczniejsza. Zresztą na śniadanie serwowali pancake’y, a na kolację burgery z jaka, które chcieliśmy skosztować, także nie było nad czym się zastanawiać. Nasze pokoje nie były jeszcze gotowe, więc plecaki zostawiliśmy w pokoju wspólnym i ruszyliśmy na wycieczkę. Trasa była bardzo przyjemna, ale ogólnie byliśmy już dosyć zmęczeni i nie tryskaliśmy energią. Dolina 7 jezior, którą wędrowaliśmy to bardzo urokliwe miejsce. Dotarliśmy do piątego jeziorka z widokiem na Everest i kolejny 8mio tysięcznik Cho Oyu. Był to dzień odpoczynkowy, a do tego bardzo wietrzny, więc nie wędrowaliśmy za daleko, raczej spacerkiem napawaliśmy się otaczającymi nas z każdej strony górami. Wieczór spędziliśmy na naszej zaplanowanej uczcie w pokoju wspólnym. Gwiazdą wieczoru były burgery z jaka z frytkami 🙂 Poznaliśmy również właściciela loggy, który jak się podczas rozmowy okazało był kiedyś w Warszawie u przyjaciół, znał kilka słów po Polsku, a do tego wspinał się kiedyś z Darkiem Załuskim! Sielankowy dzień odpoczynku zakłócił nam ból zęba. Całe szczęście mięliśmy dobrze zaopatrzoną apteczkę, a kluczowy okazał się Ketonal. Wraz z wysokością npm Michałowi pojawił się mocny ból zęba i nie bardzo wiedzieliśmy co robić. Nasz plan wędrówki zakładał zejście z Gokyo w dół doliny aż do Namche. Ola z Piotrkiem mięli jeszcze po drodze dotrzeć na przełęcz Renjo La. Z jednej strony kusiło nas, żeby iść z nimi, z drugiej strony podobał nam się też nasz plan, a kolejną zagwozdką było samopoczucie. Mieliśmy zadecydować z samego rana. dzień 16( Gokyo (4750mnpm) – Machermo (4470mnpm) – Dohle (4038mnpm) trasa: 5:39h, 14,25km Niestety rano Misiek obudził się z bólem zęba, a ja głowy. Stwierdziliśmy, że w tej sytuacji przełęcz trzeba ominąć. Myśleliśmy nawet o poinformowaniu ubezpieczyciela o problemach z zębem i próbie powrotu helikopterem, ale Ketonal uśmierzał ból na 8 godzin, a że mięliśmy całkiem spory zapas, to postanowiliśmy ruszyć zgodnie z naszym pierwotnym planem w dół doliny Gokyo i zobaczyć jak rozwinie się sytuacja. Ola z Piotrkiem ruszyli na przełęcz i umówiliśmy się, że spotykamy się w Namche. Droga wiodła wzdłuż kolejnych jezior (Gokyo to jezioro nr 3). Niestety od rana dosyć mocno się chmurzyło i z upływem dnia było coraz zimniej i wietrzniej. Około południa zatrzymaliśmy się w Machermo na pierożki Momo i gorącą czekoladę. Sceneria dookoła kojarzyła się bardziej z Irlandią czy Szkocją niż z najwyższymi górami świata. Na szczęście wraz z wysokością zmniejszał się również ból zęba. Cały dzień wędrowaliśmy praktycznie sami, spotykając tylko pojedynczych wędrowców. Około 15 przechodziliśmy przez miejscowość Dohle, a jedna Pani wychylając się ze swojej loggy zapraszała na nocleg. Z chęcią skorzystaliśmy z zaproszenia i chwilę później siedzieliśmy już w ciepłym pokoju wspólnym przy herbatce, kartach i notatkach. Panowała bardzo przyjazna i wesoła atmosfera. Mi pierwszy raz od kilku dni udało się przespać całą noc, a kolejne dawki Ketonalu uśmierzały ból zęba Miśka. dzień 17( Dohle (4038mnpm) -Namche Bazar (3440mnpm) trasa: 6:29h, 12,69km Nie spodziewaliśmy się dzisiaj jakieś ciężkiej trasy, więc na śniadanie zamiast ziemniaków czy makaronu wybraliśmy coś bardziej śniadaniowego – musli i tosty francuskie. Jak się potem okazało, nie było tak całkiem łatwo i energii brakowało. Im bliżej Namche, tym wędrujących było coraz więcej, a momentami szlak był na prawdę mocno zatłoczony. Wchodząc do Namche spotkaliśmy dwójkę Polaków – jak się okazało jednym z nich był Ryszard Gajewski, który w 1984 r. jako pierwszy wraz z Maciejem Berbeką zdobyli Manaslu zimą. W Namche czuliśmy się trochę jak w domu. Do kawiarni Sherpa Barista wpadliśmy na kawkę i połączyliśmy się ze światem darmowym wifi. Ola z Piotrkiem po zdobyciu przełęczy Renjo La też już dotarli do Namche. Wspólnie spędziliśmy popołudnie i wieczór jedząc, szwendając się po miasteczku i jak zwykle grając w karty przy herbacie z mlekiem. Atmosfera w loggy w której już wcześniej nocowali Ola z Piotrkiem była bardzo przyjazna. Loggia składała się z kuchni, jednego dużego pokoju gdzie spaliśmy w czwórkę i jednego malutkiego, gdzie spała nepalska rodzinka. Apetyt wszystkim już dopisywał, więc najedliśmy się do syta, Miśka przestał boleć ząb, a ja w korkach w uszach, żeby nie słyszeć biegających na strychu myszy spałam jak dziecko 🙂 dzień 18( Namche Bazar (3440mnpm) – Modjo-Phakding (2610mnpm) trasa: 5:11h, 9,77km Poranek mieliśmy prawdziwie wakacyjny. Obudziliśmy się wyspani bez budzika, wylegiwaliśmy się w łóżku do 8, a w trasę ruszyliśmy bez pośpiechu dobrze po 9 🙂 Tutaj nasz treking w czwórkę się kończył – my schodziliśmy do Lukli, żeby zdążyć na samolot, a Ola z Piotrkiem mieli wolny dzień w Namche i dopiero później ruszali w dalszą drogę. Super, że udało nam się spotkać tak świetnych kompanów – Ola, Piotrek – dzięki za wspólny czas !!! Ola i Piotrek prowadzą bardzo fajnego bloga: gdzie możecie poczytać o ich niesamowitych, podróżniczych przygodach. Bardzo polecamy! Znaną trasą wędrowaliśmy do Modjo. Po drodze jednak gdzieś źle skręciliśmy i znaleźliśmy się na drodze, którą wędrowało bydło. Nie było łatwo, bo to my byliśmy tam intruzami, ale udało się trafic na most na rzece i dojść do Modjo. Pierwotnie mieliśmy tam nocować, ale zatrzymaliśmy się jedynie na lunch. I to nie byle jaki, bo największy i najsmaczniejszy na całym trekkingu! Do tego zjedliśmy go w pełnym słońcu, popijając piwko i zagryzając sałatką ze świeżych warzyw, wprost z ogódka od gospodarza. Po takich mini wakacjach w loggy Mountain View, z nową energią postanowiliśmy dojść do Phading. Na miejsce dotarliśmy ok 16 i zapytaliśmy o nocleg w loggy, w której kilka dni temu nie było wolnego miejsca. Teraz znalazł się wolny pokój i to jeszcze w wersji premium z gorącym prysznicem. Nie było to gorąco do którego jesteśmy przyzwyczajeni wchodząc pod prysznic we własnym domu, ale jak na tamtejsze standardy było na prawdę super! dzień 19( Phakding (2610mnpm)-Lukla (2860mnpm) trasa: 2:50h, 7,94km Na tej wysokości już nie dawały się we znaki żadne bóle, ani zadyszki. Z nową energią zaczynaliśmy kolejny dzień trekkingu. Było już zdecydowanie cieplej, i tak góra, dół, w krótkich rękawkach i ze słońcem przyjemnie mijało się kolejne wioski, gdzie mimo dużej ilości turystów spokojnie toczyło się tamtejsze, codzienne życie. To już nasz ostatni dzień wędrówki, więc staraliśmy się chłonąć wszystko co nas otacza. Po 2,5 godz marszu dotarliśmy do Lukli. W loggy Nest, w której chcieliśmy nocować nie było miejsc. Poszliśmy więc na lotnisko potwierdzić nasz lot kolejnego dnia zakupiony przez internet. Panowie w biurze firmy Yeti (Tara) zaproponowali, że możemy polecieć do Katmandu już dziś, za 2 godziny. Postanowiliśmy jednak, że zostaniemy jeszcze tą ostanią noc w górach i polecimy naszym lotem, kolejnego dnia. Nocleg znaleźliśmy w loggy tuż przy lotnisku, zostawiliśmy rzeczy i resztę popołudnia spędziliśmy uzupełniając kalorie i informacje ze świata. Zgodnie z wytycznymi na lotnisku, popołudniu udaliśmy się jeszcze do biura linii lotniczych w centrum wioski, aby zrobić check in. Powiedzieli, że lot mamy o 9 i żebyśmy o 8 byli na lotnisku. dzień 20( Lukla Już spakowani zeszliśmy na śniadanie o 6:30, a potem prosto na lotnisko. Nasz lot miał być o 9, ale woleliśmy być wcześniej i załapać się na jakiś odlatujący samolot jak najwcześniej. Odstaliśmy swoje przy okienku i udało nam się otrzymać boarding pass na lot nr 4. Oddaliśmy bagaże, potem przeszliśmy tamtejsze security (które niewiele ma wspólnego z kontrolami, które znamy z europejskich lotnisk) i czekaliśmy we wspólnej sali – przy tamtejszych gateach 🙂 Dopiero o 8:30 odleciał 1 samolot tego dnia – linii lotniczych Tara (czyli naszymi). Potem odleciały jeszcze 3 samoloty i przerwa. Nie było żadnych konkretnych informacji, kiedy odlecą kolejne. Wszyscy w nadziei czekaliśmy i tak aż do 15:00 kiedy obsługa lotniska powiedziała, że z powodu złej pogody nic już dziś nie odleci… Odebraliśmy bagaże, a panowie z obsługi wpisali nam na biletach godz. 10:30 dnia następnego (czyli jako ostatni lot w kolejce, po tych którzy mają planowany lot jutro). Zrezygnowani poszliśmy do loggy Nest zapytać o nocleg, tym razem był wolny pokój. Zostawiliśmy rzeczy i udaliśmy się do biura linii lotniczych spróbowac coś wskórać. Jedyne co się udało to zmienić opis na naszym bilecie z 10:30 na 9:30. Pierwszy raz w trakcie naszego pobytu w Himalajach spotkała nas ulewa. Nie pozostawało nic innego tylko wieczór przy herbatce z książką i stresem czy jutro coś odleci i czy zdążymy na samolot do Polski, który odlatywał pojurze… dzień 21( lot Lukla-Katmandu Pobudka 5:15, śniadanie 5:30 i na lotnisko. Okazało się, że ubiegła nas para z Francji, której też nie udało się wczoraj odlecieć. Udało im się dostać bilety na pierwszy lot. Potem dostaliśmy się do samego okienka, ale niestety Pan z linii lotniczych Tara zerknął i powiedział: ‚Not now”. Chwilę później na lotnisku pojawiła się grupa z Polski, której też nie udało się wczoraj odlecieć. No i tak staliśmy sobie przy okienku, my pierwi, oni za nami, a boarding passy dostawali inni: grupy, przewodnicy, własciciele pobliskich loggy dla swoich klientów… Czas mijał, a stres się zwiększał. Na szczeście wystaliśmy swoje i ok 8:00 znalazły się 2 bilety. W między czasie odleciały 4 samoloty linii lotniczych Tara, a my dostaliśmy bilety na czwarty samolot z kolejnej puli. Znowu siedzieliśmy w sali wspólnej i z duszą na ramieniu patrzyliśmy na pojawiające się chmury… Na szczęście historia zakończyła się happy endem i udało nam się odlecieć z Lukli, a Katmandu przywitało nas słońcem i ciepłem, którego było nam ostatnio trochę mało. Na lotnisku zgarnęliśmy taxi pre paid i pojechaliśmy do Maya Boutique Hotel. Na miejscu poczęstowali nas kawą, ale okazało się, że skoro wczoraj nie odebraliśmy swojej rezerwacji, to już niestety dziś nie mają dla nas pokoju. Pan z recepcji zaprowadził nas do innego hotelu nieopodal, gdzie wolny pokój się znalazł. Czasu na zwiedzanie Katmandu pozostało nam niewiele. Wzięliśmy jedynie długi prysznic i ruszyliśmy w miasto. Zgiełk, tłum ludzi, kurz i klaksony – tak w skrócie przedstawiało nam się miasto. Z aplikacją udało nam się dotrzeć w 2 miejsca. Najpierw na pysznego kebaba polecanego przez wszystkich na Trip Advisorze, a następnie do Monkey Temple. Po drodze napatoczył się jakiś pseudoprzewodnik, który akurat też „przypadkiem” szedł w tamtą stronę. Nie umięliśmy się go pozbyć, więc szedł z nami i gadał. Na szczęście trochę nas pooprowadzał, a potem udało się go dosyć szybko pożegnać. Świątynia znajduje się na wzgórzu, więc widoki na Katmandu robią wrażenie. Oprócz tego wszędzie panoszą się małpy, które są dodatkową atrakcją tego miejsca. Popołudnie spędziliśmy szwędając się ulicami Thamelu, kupując pamiątki. W hotelu zamówiliśmy lokalne wino i na tarasie na dachu, w spokoju zakończyliśmy ten pełen wrażeń, dosyć szalony i męczący dzień, a tym samym nasz ostatni wieczór w Nepalu. dzień 22( lot Katmandu-Doha Poranek minął bardzo szybko. Prysznic, śniadanie, taxi z hotelu na lotnisko, odprawy i lot z Katmandu do Doha. W Doha na lotnisku chcieliśmy załapać się na wycieczkę organizowaną przez linie lotnicze Quatar Airways. Ci, którzy mają przesiadkę w Doha i przebywają na lotnisku ponad 8h mogą wziąć udział w wyciecze autokarowej po stolicy Kataru. Już podczas wcześniejszego pobytu na lotnisku obczailiśmy sobie, gdzie jest punkt zapisu na wycieczki. Przy wysiadaniu z samolotu przyspieszyliśmy kroku i udało się – zmieściliśmy się w limicie osób. 3 godziny objazdówki po stolicy w klimatyzowanym autokarze. Polecamy jako świetną alternatywę do siedzenia na lotnisku i szwędania się tam i spowrotem 🙂 dzień 23( lot Doha-Warszawa, pociąg Warszawa-Kraków Godz. 00:45 boarding na lot do na to, że czas wracać do domu… Mamy nadzieję, że komuś udało się dotrzeć z nami do samego końca wyprawy w Himalaje. Pomimo, że sam trekking i cała wyprawa minęły nam bardzo szybko, to z notatek i wspomnień powstał ten całkiem długi wpis. Wierzymy, że będzie przydatny dla wszystkich, którzy planują swoją wyprawę w Himalaje, a może zainspiruje kogoś do przybicia piątki z Everestem? W osobnym wpisie zebraliśmy garść praktycznych rad: Trekking w Himalajach w praktyce i chętnie odpowiemy na wszystkie pytania w komentarzach. Do zobaczenia na szlaku! Poniżej nasze wspomnienia z trekkingu do Everest Base Camp w wersji video:
Data utworzenia: 29 maja 2019, 11:06. Wielu miłośników wspinaczki górskiej marzy o tym, aby zdobyć Mount Everest. Większość z nich nie zdaje sobie jednak sprawy, jak bardzo niebezpieczne może być wyjście na ten szczyt. W ciągu 11 dni w drodze na ośmiotysięcznik aż dziewięć osób straciło życie. Do sieci trafiło zdjęcie, na którym widać ludzi stojących w kolejce na szczyt, którzy przechodzą obok ciała przymarzniętego do zbocza góry. Makabryczny widok na Mount Everest. Zamarznięte zwłoki w kolejce na szczyt Foto: AFP Kanadyjczyk Elia Saikaly opublikował na Instagramie mrożącą krew w żyłach relację z wyprawy na Mount Everest. Mężczyzna zdobył ten ośmiotysięcznik po raz trzeci. To co zobaczył po drodze, bardzo nim wstrząsnęło. Zdecydował, że to jego ostatnia wspinaczka. Widok, jaki zastał na szlaku, skomentował w trzech słowach. "Śmierć, rzeź, chaos". Z relacji kanadyjskiego himalaisty wynika, że zamarznięte martwe ciała leżały nie tylko na szlaku, ale też w namiotach położonych w czwartym obozie. Kanadyjczyk twierdzi, że widział nawet ludzi przechodzących po ciałach. "Wszystko, o czym czytasz w sensacyjnych nagłówkach, rozegrało się podczas drogi na szczyt" – relacjonował mężczyzna. Okazuje się, że sfotografowany martwy człowiek, obok którego przechodziła grupa himalaistów, nie był jedynym śmiałkiem, który w ostatnich dniach zginął na szczycie. W ciągu zaledwie 11 dni znaleziono tam aż dziewięć ciał. Z wyprawy na Mount Everest nie wrócił 61-letni Amerykanin John Kulish i 44-letni Brytyjczyk Robin Fisher. Drugi z mężczyzn relacjonował zdobywanie szczytu na swoim profilu w mediach społecznościowych. Na kilka dni przed śmiercią ostrzegał przed trudnymi warunkami panującymi na ośmiotysięczniku. Zobacz także: Uczcili pamięć 41-letniego Polaka, który zmarł w Wielkiej Brytanii Tajemnicza śmierć trenera. Leżał na trawniku w samej bieliźnie /2 Makabryczny widok na Mount Everest. Zamarznięte zwłoki w kolejce na szczyt BRAK Wspinacze zastali na miejscu makabryczny widok. /2 Makabryczny widok na Mount Everest. Zamarznięte zwłoki w kolejce na szczyt AFP Himalaiści stali w kolejce na górę obok zamarzniętego ciała. Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Przed nami niepowtarzalny trekking w Wielkich Himalajach Nepalu zejście z wydeptanego szlaku i wędrówka mało uczęszczaną ścieżką pokonanie trzech wysokich przełęczy dotarcie do Everest Base Camp wspaniałe widoki na najwyższe szczyty Ziemi noclegi w klimatycznych wioskach regionu Khumbu spotkanie z buddyjską kulturą i wizyty klasztorach zabytki starego miasta Katmandu i klimat dzielnicy Thamel O wyprawie Himalaje budzą szacunek i podziw. Do niedawna zupełnie nieznane, swoje tajemnice zaczęły odsłaniać na początku XX wieku wraz z pierwszymi Europejczykami zaglądającymi w najwyższe góry świata. Nepal i jego egzotyczna kultura, ośmiotysięczne, ośnieżone szczyty, wiecznie zielone lasy dolin, rwące potoki i kryształowe jeziora, czy lokalni mieszkańcy kruszyły serca i powodowały westchnienia najtwardszych alpinistów. Trekking przez Trzy Przełęcze w stronę Mount Everest to najwspanialsza przygoda jaka może przytrafić się w pobliżu najwyższej góry Ziemi. Wszystkie przełęcze sięgają powyżej 5400 m a pokonanie ich jest wyzwaniem i wymagającą wędrówką. Widok z każdej z przełęczy jest inny, ale każdy jest wyjątkowy i zapiera dech w piersiach. Z Renjo La ujrzymy szeroką panoramę na najwyższe szczyty Himalajów, w tym Everest, Lhotse i Makalu. Na Cho La zza bliższych pasm wychylają się Cho Oyu i Baruntse. Z Kongma La rewelacyjnie prezentuje się lodowiec Khumbu i majestatyczny Ama Dablam. W końcu sam Everest, Szczyt XV, Czomolungma, Sagarmatha, Bogini Matka Ziemi – góra o wysokości sięgającej, według ostatnich pomiarów, 8850 m Widziana o wschodzie lub zachodzie słońca z widokowego wierzchołka Kala Pattar budzi podziw, szacunek, a jednocześnie strach i lęk. Przez blisko trzy tygodnie wędrówki będzie nam towarzyszyła niezliczona liczba sięgających nieba szczytów, w tym kilku ośmiotysięcznych. Przeżyjemy magiczne wschody i zachody wpatrzeni we wspaniałe ściany mieniące się w promieniach słońca. Przystaniemy w wielu klimatycznych wioskach, poznamy kulturę Szerpów, odwiedzimy buddyjskie klasztory i inne miejsca sacrum, spróbujemy kuchni łączącej w sobie nuty Indii i Tybetu. Wyprawa przez „Trzy Przełęcze w Stronę Everestu” będzie niezapomnianą mozaiką najwyższych gór, wspaniałych widoków i prawdziwej przygody. Plan wyprawy 1 dzień: Wylot z WarszawySpotykamy się na Lotnisku Chopina w Warszawie i wylatujemy do Nepalu. 2 dzień: Pierwsze kroki w KatmanduPo przylocie do Katmandu kwaterujemy się w hotelu i udajemy się na krótki odpoczynek. Po południu ruszamy na pierwszy spacer po stolicy Nepalu i robimy ostatnie przygotowania do trekkingu, np. odebranie pozwolenia na trekking i ostatnie zakupy. Wieczorem spotykamy się na uroczystej powitalnej kolacji. Nocleg w hotelu. 3 dzień: Katmandu – Lukla – PhakdingWcześnie rano jedziemy na lotnisko i lecimy do Lukli (2800 m punktu startowego naszego trekkingu. Przelot trwa około 40 minut podczas których mamy możliwość ujrzenia po raz pierwszy Wielkich Himalajów Nepalu. Po odebraniu bagaży i śniadaniu rozpoczynamy naszą przygodę z Himalajami. Trasa pierwszego dnia trekkingu wiedzie głęboką doliną rzeki Dudh Kosi przez malownicze wioski z widokami na ostro opadające zielone wzgórza i pojawiające się coraz śmielej ośnieżone wysokie szczyty. Mijamy pierwsze stupy, murki mani oraz gompy – buddyjskie świątynie. Przechodzimy po pierwszych linowych mostach, wysoko zawieszonych nad dnem wpadających do Dudh Kosi dolin. Po 4 godzinach docieramy do wioski Phakding (2650 m gdzie zatrzymujemy się na pierwszą noc. Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 4 godzin. 4 dzień: Phakding – Namche BazarPo śniadaniu ruszamy w kierunku kultowej wioski Namche Bazar. Przechodzimy przez kilka wysoko zawieszonych nad dnem doliny rzeki Dudh Kosi linowych mostów, które były m. in. planem zdjęciowym do filmu „Everest”. Robimy przerwę na posiłek w jednej z mijanych wiosek. W końcu przekraczamy bramy Parku Narodowego „Sagarmatha” w którym znajduje się Mount Everest. Na koniec tego dnia trekkingu czeka nas jeszcze ostre podejście do Namche Bazar (3440 m Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 6 godzin. 5 dzień: Namche Bazar / aklimatyzacjaNamche Bazar to stolica administracyjna regionu Khumbu. Kiedyś było wielkim centrum handlowym, w którym zboże z południa było wymieniane na sól z Tybetu. Mimo, że szlak karawanowy przez przełęcz Nangpa La od dawna nie funkcjonuje, w każdą sobotę odbywają się tu duże targi ściągające mieszkańców odległych wsi. Namche Bazar jest również turystyczną Mekką dla wszystkich trekkersów. Robimy tu dzień aklimatyzacyjny, aby nasz organizm przyzwyczaił się do dużej wysokości i mniejszej ilości tlenu. Po śniadaniu ruszamy „na lekko” na kilkugodzinną wycieczkę po okolicznych wzgórzach. Odwiedzamy niedalekie wioski Khumjung i Khunde, wchodzimy na punkty widokowe z których przy dobrej pogodzie po raz pierwszy ujrzymy kultowy Ama Dablam, słynną południową ścianę Lhotse i sam Mount Everest. Po południu oddajemy się klimatowi Namche Bazar. Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 4 godzin. 6 dzień: Namche Bazar – ThameSchodzimy z głównego szlaku prowadzącego w stronę Everestu i kierujemy się na zachód, doliną rzeki Bhote Kosi, w kierunku pierwszej przełęczy Renjo La. W połowie trasy zatrzymujemy się w wiosce Thamo przy urokliwej gompie. Następnie czeka nas emocjonujące przejście po niedużym moście wysoko zawieszonym nad wąskim kanionem Bhote Kosi na drugą stronę rzeki, a na koniec ostre podejście do wioski Thame (3800 m malowniczo położonej w niecce u podnóży imponującego masywu Kongde Ri. Pół godziny za wioską w bocznej dolinie rzeki Thame Khola przytulony do zbocza góry Sunder znajduje się buddyjski klasztor, jeden z ważniejszych w regionie, a na pewno ładniejszych. Zostawiamy ekwipunek w Thame i już „na lekko” udajemy się na popołudniowy spacer zobaczyć wyjątkową świątynię i roztaczający się z niej widok. Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 5 godzin. 7 dzień: Thame – LungdenPo śniadaniu kontynuujemy trekking doliną rzeki Bhote Kosi mijając kolejno wioski Thametang, Tarnga i Marlung, przed którą kolejny raz przechodzimy na drugą stronę doliny. Po kolejnej godzinie wędrówki dochodzimy do osady Lungden (4370 m Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 5 godzin. 8 dzień: Lungden / aklimatyzacjaDolina rzeki Bhote Kosi ciągnie się na północ w kierunku lodowca i przełęczy Nangpa La. Dawniej prowadził tędy uczęszczany szlak handlowy do Tybetu, którym przez wysoką przełęcz transportowano zboża i sól. Dziś Tybet okupowany jest przez Chiny, granica jest zamknięta, a w kierunku przełęczy Nangpa La podążają tylko turyści. Robimy kolejną przerwę aklimatyzacyjną. Korzystając z okoliczności ruszamy „na lekko” w kierunku przełęczy szlakiem dawnych karawan. Docieramy do czoła lodowca i po raz pierwszy na wyprawie przekraczamy wysokość 5000 m Wieczorem schodzimy do Lungden na kolację i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 4 godzin. 9 dzień: Lungden – Renjo La – GokyoPrzed nami pierwsze wyzwanie na szlaku Trzech Przełęczy – przełęcz Renjo La. Wychodzimy o świcie, by na górze zameldować się najpóźniej w południe. Mijamy 2 okresowe jeziorka, pozostałości kamiennych schronów, zatrzymujemy się na odpoczynek ze wspaniałym widokiem na pasmo Rolwaling Himal. Ostatnie 200 metrów przez przełęczą czekają na nas prawdziwe kamienne schody wydające się nie mieć końca. W końcu po 7 godzinach wędrówki i pokonaniu ponad 1 km przewyższenia od Lungden dochodzimy na przełęcz Renjo La na wysokość 5417 m Z przełęczy naszym oczom ukazują się najwyższe szczyty Himalajów, z Everestem, Lhotse i Makalu na czele, do tej pory schowane i niewidoczne. Widok powala z nóg. Po odpoczynku i krótkiej sesji fotograficznej rozpoczynamy ostre i dużo krótsze zejście do osady Gokyo (4750 m nad jeziorem Dudh Pokhari. Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 9 godzin. 10 dzień: Gokyo – Gokyo Ri – DragnagPomni poprzedniego dnia pozwalamy sobie na dłuższy sen i dopiero późnym rankiem ruszamy „na lekko” w kierunku widokowego szczytu Gokyo Ri (5483 m Wejście zajmuje do 3 godzin. Z wierzchołka roztacza się wspaniała panorama blisko 360 stopni na wszystkie ośmiotysięczne szczyty (do wspomnianej trójki dołącza Cho Oyu) i niezliczone może siedmio- i sześciotysięczników. Jak na dłoni widzimy też na zachodzie kolejny cel naszego trekkingu, przełęcz Cho La. W dole tuż pod nami rozciąga się potężne cielsko lodowca Ngozumpa. Schodzimy do Gokyo tą samą drogą i już z plecakami ruszamy trawersem przez lodowiec w kierunku osady Dragnak (4690 m Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 6 godzin. 11 dzień: Dragnag – Cho La – DzonglaPrzed nami drugie wyzwanie na szlaku Trzech Przełęczy – przełęcz Cho La. Ponownie wychodzimy o świcie, by na górze zameldować się najpóźniej w południe. Podejście prowadzi kamienistą doliną, która z każdym kilometrem rozszerza się i otwiera na dalszy widok. Przecinamy niewielki grzbiet, za którym lekko tracimy wysokość. Końcówka podejścia to zaporęczowany łańcuchami ostry odcinek wyprowadzający na samą przełęcz Cho La na wysokość 5420 m Przełęcz Cho La nie oferuje tak spektakularnych widoków jak Renjo La, nie mniej możemy z niej dostrzec wierzchołki ośmiotysięczników Cho Oyu i Makalu oraz inne niższe szczyty. Po krótkim odpoczynku rozpoczynamy zejście początkowo po lodowcu, a następnie kamienistą ścieżką do osady Dzongla (4840 m Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 8 godzin. 12 dzień: Dzongla – Lobuche – Gorak Shep – Everest Base CampPo śniadaniu ruszamy w kierunku głównej doliny prowadzącej do bazy pod Everestem. Wysokim trawersem powyżej dla doliny rzeki Chola Khola obchodzimy Awi Peak, a naszym oczom ukazuje się po raz pierwszy lodowiec Khumbu i rozległa dolina rzeki Imja Khola. Zatrzymujemy się na lunch w osadzie Lobuche i po krótkim odpoczynku kontynuujemy trekking wzdłuż lodowca Khumbu do wioski Gorak Shep (5160 m ostatniej osady na szlaku. Jeśli czas i siły pozwolą jeszcze tego samego popołudnia ruszamy „na lekko” w kierunku bazy głównej pod Everestem (5364 m Pamiątkowe zdjęcia, podziwianie widoków i wracamy do Gorak Shep na kolację i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 5-7 godzin. 13 dzień: Gorak Shep – Kala Pattar – LobucheWcześnie rano wspinamy się na pobliski szczyt Kala Patthar (5550 m skąd mamy okazję podziwiać wschód słońca nad Everestem. Wspaniałe widoki i niezapomniane wrażenia rozległej panoramy Himalajów zostają w pamięci na zawsze. Szczyt Kala Pattar jest najwyższym punktem naszego trekkingu. Wracamy do Gorak Shep na lunch i po odpoczynku schodzimy do Lobuche (4930 m Kolacja i nocleg w lodży. Jeśli poprzedniego dnia nie uda nam się dotrzeć do bazy pod Everestem ruszamy tam po powrocie z Kala Pattar. Czas wędrówki tego dnia ok. 5-7 godzin. 14 dzień: Lobuche – Kongma La – ChukhungPrzed nami trzecie, ostatnie wyzwanie na szlaku Trzech Przełęczy – przełęcz Kongma La. Ponownie ruszamy o świcie, trawersujemy lodowiec Khumbu i po ostrym podejściu i pokonaniu 600 m przewyższenia osiągamy przełęcz na wysokości 5535 m Roztaczają się z niej wspaniałe widoki na góry, szmaragdowe jeziorka i lodowiec Khumbu. Po krótkiej sesji fotograficznej rozpoczynamy łagodniejsze już zejście do osady Chukhung (4730 m Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 7 godzin. 15 dzień: Chukhung – PangbocheW Chukhung znajduje się tzw. czorten Kukuczki, z tablicą upamiętniającą trzech polskich alpinistów (Jerzy Kukuczka, Rafał Chołda i Czesław Jakiel), którzy zginęli szturmując niezdobytą wówczas południową ścianę Lhotse. Korzystając z okazji idziemy zobaczyć pamiątkowe miejsce. Następnie rozpoczynamy zejście w dół. Przez Dingboche schodzimy do Pangboche, całą drogą wpatrzeni w górujący nad otoczeniem majestatyczny Ama Dablam. Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 5 godzin. 16 dzień: Pangboche – Namche BazarPo śniadaniu kontynuujemy zejście do przez Tengboche do Namche Bazar. Wieczorem udajemy się do jednej z kultowych lokalnych „restauracji” w celu uczczenia pomyślnego trekkingu. Nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 5 godzin. 17 dzień: Namche Bazar – LuklaPo śniadaniu kontynuujemy zejście doliną rzeki Dudh Kosi przez Phakding do Lukli. Kolacja i nocleg w lodży. Czas wędrówki tego dnia ok. 7 godzin. 18 dzień: Lukla – KatmanduWcześnie rano lecimy do Katmandu i jedziemy do hotelu na krótki odpoczynek po trudach trekkingu. Po południu udajemy się na pożegnalną kolację w jednej z najlepszych restauracji w Katmandu. Nocleg w hotelu. 19 dzień: KatmanduPo śniadaniu ruszamy na zwiedzanie miasta (plac Durbar, świątynia małp Swayambunath, spacery po dzielnicy Thamel) i ostatnie zakupy pamiątek. Po południu jedziemy na lotnisko i wylatujemy z Nepalu. 20 dzień: Powrót do WarszawyPrzylatujemy do Warszawy i kończymy wyprawę. Ważne informacje Uczestnik zobowiązany jest posiadać paszport ważny minimum 6 miesięcy od daty powrotu do Polski, z przynajmniej jedną wolną stroną oraz 2 aktualne zdjęcia paszportowe. Uczestnik zobowiązany jest posiadać wizę uprawniającą do wjazdu na teren Nepalu w celach turystycznych. Uczestnik powinien zapoznać się z informacjami o obowiązujących przepisach paszportowych, wizowych i sanitarnych oraz o wymaganiach zdrowotnych w tym zalecanych szczepieniach ochronnych dostępnymi na stronach Wyposażenie uczestnika miękka torba podróżna lub wór transportowy (60 l) (jako bagaż główny) plecak trekkingowy (30-40 l) z ochraniaczem przeciwdeszczowym (jako bagaż podręczny do samolotu oraz wykorzystywany podczas trekkingu) ciepły śpiwór (puchowy, optimum ok. –5 stopni C) kurtka i spodnie trekkingowe z membraną przeciwdeszczową kurtka przeciwwiatrowa z kapturem (np. softshell) ciepły polar (300) lub sweter puchowy (np. Primaloft) długie cienkie spodnie trekkingowe bielizna trekkingowa (koszulki i skarpety) ciepła czapka i rękawiczki, nakrycie głowy chroniące przed słońcem (kapelusz lub chustka) buty trekkingowe powyżej kostki, sandały, klapki ręcznik szybkoschnący, przybory higieniczne, chusteczki nawilżane bidon na wodę (min. 1 l) lub camelbak (bukłak na wodę z rurką), termos (min. 0,7 l), kubek czołówka (komplet zapasowych baterii), przybory do szycia okulary przeciwsłoneczne (przyciemnienie w skali przyciemnienia min. 3 lub lodowcowe) kijki trekkingowe, ochraniacze na buty (stuptuty), raczki krem z filtrem UV, tłusty krem ochronny, pomadka do ust paszport, 2 aktualne zdjęcia paszportowe, pieniądze (zabezpieczone przed wilgocią), ksero paszportu (strony ze zdjęciem i z danymi) telefon komórkowy, powerbank spis telefonów i adresów kontaktowych z rodziną, długopis podstawowe indywidualne lekarstwa i środki opatrunkowe (aspiryna, leki przeciwbólowe i na dolegliwości żołądkowe, środek do odkażania ran, gaziki jałowe, plastry, bandaż elastyczny), koc ratunkowy (folia NRC) Mapa wyprawy Katmandu Kathmandu, Nepal Lukla Lukla, Chaurikharka, Nepal Namche Bazar Namche Bazar, Namche, Nepal Lungden Lunden, Namche, Nepal Przełęcz Renjo La Renjo La, Khumjung, Nepal Przełęcz Cho La Cho La Pass, Khumjung, Nepal Kala Pattar Kala Patthar, Khumjung, Nepal Everest Base Camp Mount Everest Base Camp, Everest Base Camp Trail, Khumjung, Nepal Przełęcz Kongma La Kongma La Pass, Khumjung, Nepal Koszty wyprawy 9400 pln sprawdź szczegóły Obejmuje: organizację Wyprawy i opiekę polskiego Przewodnika przelot na trasie Warszawa – Katmandu – Warszawa, w samolocie rejsowym w klasie ekonomicznej (bagaż główny do 20 kg + bagaż podręczny do 7 kg) przelot na trasie Katmandu – Lukla – Katmandu (główny do 15 kg + bagaż podręczny do 7 kg) pośrednictwo przy wyrobieniu wizy i pozwolenia na trekking pakiet wyprawowy (koszulka, chusta) ubezpieczenie KL i NNW składkę na Turystyczny Fundusz Gwarancyjny i Turystyczny Fundusz Pomocowy + 1100 usd sprawdź szczegóły Obejmuje: opiekę licencjonowanego przewodnika nepalskiego wynajęcie tragarzy wysokogórskich do przenoszenia bagaży między noclegami (maksymalnie 13 kg na osobę) wraz z kosztem ich noclegu i wyżywienia przejazdy lokalne 17 noclegów w hotelach i lodżach zgodnie z Planem wyprawy koszt wizy i pozwolenia na trekking bilety wstępu do dystryktu Solukhumbu, Parku Narodowego „Sagarmatha” i zwiedzanych obiektów Uwagi dodatkowe szczegóły Mapa wyprawy Katmandu Kathmandu, Nepal Lukla Lukla, Chaurikharka, Nepal Namche Bazar Namche Bazar, Namche, Nepal Lungden Lunden, Namche, Nepal Przełęcz Renjo La Renjo La, Khumjung, Nepal Przełęcz Cho La Cho La Pass, Khumjung, Nepal Kala Pattar Kala Patthar, Khumjung, Nepal Everest Base Camp Mount Everest Base Camp, Everest Base Camp Trail, Khumjung, Nepal Przełęcz Kongma La Kongma La Pass, Khumjung, Nepal Galeria zapisz się
James Balfour ma 27 lat. Młody, energiczny, z iskrą w oku. Syn „króla klubów fitness”, Mike’a Balfoura, który stworzył ich setki na całym świecie, założył własną sieć. Pure Health and Fitness rozwija się w piorunującym tempie. A on szuka nowych wyzwań, bo jedno z największych, wejście na Mount Everest, ma już za sobą. Business Traveller odwiedził go w jego warszawskim Pure Sky Club, otwartym niedawno w wieżowcu Skylight, w samym sercu miasta – jednym z najbardziej ekskluzywnych miejsc poświęconych Traveller: Jaki jest widok z Dachu Świata?James Balfour: Na Mount Everest wszedłem 23 maja 2008 roku. Było to spełnienie wielkiego marzenia. Byłem piątym, najmłodszym Brytyjskim zdobywcą szczytu, miałem wówczas 24 lata. Wiązało się to również z akcją charytatywną, zbieraliśmy pieniądze na odbudowę szkół w Liberii, zniszczonych w trakcie wieloletniej wojny domowej. Udało się nam zgromadzić ponad 50 tysięcy funtów. Sama wyprawa to chwile wielkich emocji, sporo było przy tym przygód. Na szczycie byłem około 20 minut. Widać było krzywiznę Ziemi, zaś w świecącym słońcu bezkres Chin. Tego widoku nie zapomnę Traveller: Everest za Panem, jakie jest zatem kolejne wyzwanie?James Balfour: Mamy dwa poważne wyzwania biznesowe związane z marką Pure. Pierwsze z nich to sieć Pure Health and Fitness, która w ciągu minionych trzech lat, odkąd jesteśmy w Polsce, rośnie w bardzo szybkim tempie. W tej chwili mamy dwadzieścia klubów, do końca roku liczba ta wzrośnie do czterdziestu. To główna część naszych działań, poważnie się na tym wyzwaniem jest miejsce, w którym się znajdujemy. Pure Sky Club to nowatorska koncepcja na polskim rynku, pierwszy w kraju prywatny, członkowski klub biznesowy. Od otwarcia minęły zaledwie cztery miesiące, jednak już teraz mogę powiedzieć, że odnieśliśmy naprawdę duży sukces. Dlatego nowym przedsięwzięciem jest poszukiwanie miejsc, w których takie właśnie kluby jak Pure Sky Club moglibyśmy otworzyć. Miast, gdzie tego typu przedsięwzięcie ma rację bytu, jest moim zdaniem wiele, w tej chwili na naszej liście są chociażby Bukareszt, Sztokholm oraz Stambuł. Warto ten pomysł powielać, tym bardziej, że byłaby to dodatkowa wartość dla naszych klientów, którzy mogliby korzystać z klubów w każdym Traveller: Jak ważne są w Pana życiu pasje i ich spełnianie?James Balfour: Są niezmiernie ważne. Myślę, że jeśli nie nosisz w sobie pasji, marzeń, ku którym dążysz, jeśli nie masz wiary w to, co robisz, nigdy nie wzniesiesz się na odpowiedzi poziom. To czym się zajmujemy, Health and Fitness, to dla mnie i mojego wspólnika, Tony’ego Cowena, jest naprawdę ważne. Powiem tak: medycyna może utrzymać cię przy życiu, ale fitness sprawi, że przeżyjesz je szczęśliwie. To podstawa. Jak to wszystko ma się do naszego Pure Sky Club? Ano tak, że biznes to także nasza pasja i robimy to z pełnym tak jak wielu ludzi na całym świecie spotykamy się na rozmowach w hotelowych lobby czy małych knajpkach. Gdy dyskutujesz o dużym kontrakcie nie wytaczasz jednak dział i nie krzyczysz o tym na wszystkie strony. Potrzebujesz swobodnego, komfortowego, cichego miejsca, gdzie możesz o tym porozmawiać, podjąć decyzję i potem cieszyć się efektem. To właśnie legło u podstaw naszego pomysłu na Pure Sky Traveller: Kto jest tak naprawdę adresatem waszej oferty Pure Sky Club, co możecie zaproponować?James Balfour: Jeśli porównamy się do prywatnych klubów członkowskich w Wielkiej Brytanii, z których wiele ma długą tradycję, czy to polityczną, czy też związaną z wojskiem, a przy tym mają wykształcone przez wiele lat reguły, choćby dotyczące obecności kobiet lub obowiązującego stroju, to jesteśmy inni. Świat się zmienia, wielu ludzi robi olbrzymie majątki nosząc jeansy. Zmieniają się także ich potrzeby i oczekiwania. Nie jesteśmy miejscem dla statecznych ludzi palących cygaro i rozprawiających o minionych latach. Jesteśmy progresywni, kobiety są u nas bardzo mile widziane, zresztą wśród naszych członków pań jest wiele. Generalnie mówimy o ludziach z aspiracjami, co oczywiście przejawia się w bardzo różny sposób. Jednak każdy z nich może tu przyjść, by się spotkać, zaprosić klienta na rozmowy, odpocząć czy się Traveller: Brzmi nieco jak głębsza filozofia cieszenia się życiem i pracą?James Balfour: Bo faktycznie coś w tym jest. Świat pędzi z zawrotną prędkością, my musimy trzymać rękę na pulsie zmian. Ludzie pracują ciężko, zarabiają dla swoich firm duże pieniądze, i myślę, że często chcą znaleźć się w miejscu, gdzie jest lepiej, przyjemniej, niż w biurze. Chcą też mieć możliwość świętowania sukcesu. My oferujemy spędzenie całego dnia w zupełnie innych warunkach. Członek klubu rano dostaje bezpłatne śniadanie, potem może spotkać się z kimś w mniej lub bardziej formalnej atmosferze, może zamknąć się w prywatnej jadalni na rozmowy albo przyjść wieczorem, by po ciężkim dniu odprężyć się w kompleksie Spa albo sali kinowej. To jest po prostu łączenie biznesu z Traveller: Pytanie, które nasuwa się samo, dlaczego wybraliście Polskę?James Balfour: No tak, faktycznie, słyszę je dość często. Przyjechaliśmy przed trzema laty, ponieważ zauważyliśmy olbrzymią lukę na tutejszym rynku health & fitness. Wystarczy powiedzieć, że w Polsce wówczas 0,6 % dorosłej populacji korzystało z usług klubów fitness, w Wielkiej Brytanii ten odsetek sięgał 13 %. Mogę dziś przyznać, że była to doskonała decyzja – mam nadzieję, że właśnie tę lukę z kolei z perspektywy prywatnych klubów biznesowych – w Polsce może być tylko lepiej. Polska jest jedną z najprężniej działających gospodarek w Europie, miliony euro spływają na rynek w związku z nadchodzącymi mistrzostwami Euro 2012, większy odsetek młodych ludzi ma wyższe wykształcenie tu, niż chociażby w Niemczech, Polacy pracują dłużej i wydajniej, niż ludzie w zachodniej części kontynentu. Mówiąc krótko, w ciągu ostatnich dziesięciu, piętnastu lat Polska przeszła niewiarygodne zmiany. Sądzę, że będą one postępować. I przyznaję, że wolę być tu, niż w Londynie.
mount everest widok z samolotu